wtorek, 5 sierpnia 2014
Dobrego trudne początki i skansenowe klimaty...
Zza zakrętu wyłoniło się niewielkie wzniesienie. Na jego łagodnym zboczu łany pszenicy połyskujące, jasne, złote w zachodzącym słońcu. Samochód się zatrzymał. A więc to tu, pomyślałam. Wysiedliśmy. Przed nami wąska, zarośnięta pokrzywami ścieżka prowadząca na samą górę. Stare siedlisko przywitało nas smutne, zawstydzone swoją "niepotrzebnością", pogodzone z przemijaniem nieuchronnym. Drewniany domek ukłonił się grzecznie, mimo podagry zaawansowanej, nie próbując nawet ukryć swojej biedy. Słoma ze strzechy obrzuciła nas leniwym spojrzeniem i natychmiast powróciła do swoich snów o dawnej świetności. Skrzypnęły drzwi. Weszliśmy. Myszy w popłochu umknęły do swoich norek. Izba starała się wypaść lepiej niż sień i kuchnia. Błysnęła srebrem swoich trzech małych okienek, zadzwoniła fajerkami na chwiejnym, podrapanym piecu i jęknęła prosząco by choć chwilę w niej pogościć. Sień i kuchnia wypadły prawdziwie blado wobec przepychu izby... . Na zewnątrz zachodzące słońce oprószyło nas swoim brokatem. A więc to tu, powtórzyłam w myślach. Zamknęłam oczy i..."ujrzałam" go. Nasz dom. Błyszczał, lśnił, okazały, jasny, podparty białymi kolumienkami. I uśmiechał się, daję słowo. Nie, to niemożliwe, fantasmagoria jakaś, czy co? Gapię się i znów widzę. Okno duże, ładne, drewnianymi szprosami ozdobione, całe w kwiatach tonące. I nagle ruch ledwo dostrzegalny w tym powietrzu ciepłym i drżącym. Widzę wyraźnie! Oczy uśmiechają się do mnie. Kilka par oczu, buzie radosne, choć nie wszystkie... . Jedna płacze, ktoś ją popchnął, guza sobie nabiła i miejsce widokowe ma zajęte. "Ja tu byłam pierwsza!" - słyszę dziecięcy głos jakby zza zasłony nieokreślonej, rozmytej. Serce mi wali, biorę głęboki oddech, otwieram oczy i wracam do realu, rzeczywistości ( dla tych co za nowoczesnością języka nie szaleją). Przede mną chatka mizerna, bolejąca z tymi swoimi rozprutymi wnętrznościami. I tym razem słyszę szmer, odgłos delikatny lecz wyraźny. Pochylam się, szukam jego źródła i znajduję. Zeszyt szkolny, w nim kartki wiatrem przewracane i literki koślawe, te pierwsze, nieudolne jeszcze, kleksami ozdobione. Karteczki obgryzione, pewnie mysz, ta nowa rezydentka smaczną kolację sobie znalazła... . "Wracamy" - głos stanowczy wyrywa mnie z zadumy. I drugi - dziecięcy głośno woła: "To nasz domek teraz, mamo!".
I rozgościliśmy się tu na dobre, pierwszy rok, drugi... . Chatka ozdrowiała nieco. Komin wypił lekarstwo, zakrztusił się, zakaszlał i wypluł swą duszącą zawartość. Flegmę, koklusz męczący zamienił na oddech czysty, głęboki. Ożyła kuchnia, sień, izba. Fajerki zaśpiewały i dumnie wyprężyły swoje czerwone, rozpalone pierścienie. Wygody może tu nie ma, ale nudy też nie. Raz wesoło, raz trudno, najczęściej szybko, bywa, że nieudolnie, czasem łzy, częściej śmiech. Bałwan kiedyś wpadł w odwiedziny. Zapukał w niskie okno, marchewkowy nos przekrzywiony. Oj, przestraszył małą dziewczynkę z płowymi włosami! Ale potem przyjaźń do wiosny. I kartka "szła" po wsi, tyle, że nie sama... . Późną, ciemną, zimową porą ktoś ją niósł, walił w drzwi kruche. Ktoś straszny i groźny. Trzeba było uciekać, po ocalenie swoje i dzieci małych, oknem wyskakiwać. I życiem ryzykować! Szczęśliwie, nisko było... . Tylko rano, w sklepiku ludzie i ten ich śmiech. "Tak, tak, oknem z dziećmi uciekała! Dziwna ona jakaś, nietutejsza..." Cóż oni wiedzą! Tylko mieszczuch z krwi i kości w samotną noc rzucony, w ten bezmiar pól zmrożonych, może tak ze strachu umierać. Wybiegam ze sklepu, mróz siarczysty, oddychać ciężko. A moje policzki, dziwne, ogień żywy... .
Wreszcie wiosna. Betoniarka jęknęła i w swój derwiszowy taniec poszła. Ciągle głodna. Napełniają jej ten brzuch pusty nieustannie. Raz i ja ją karmię - ziemniaczkami. Nie będzie dziś obiadu! Nerw żywy na wierzch wylazł jak wrzód niechciany. Wymieszały się ziemniaki z zaprawą, zasiliły ją prawdziwie i zamieszkały sobie w ścianie nowego domu. Niezniszczalne teraz prawie! "A ten makaron pamiętasz?" - wspominamy." Nie wierzyłeś, że go ugotowałam!", uśmiecham się do tych obrazków. Tyle osób miało zjeść zupę pyszną. A tu pusty durszlak ukazał rano dno swoje dziurawe. A potem prawda, trochę niezręczna w swojej ohydzie, choć banalna. To szczurek, nowy sąsiad. On też musi liczną rodzinę nakarmić... .
Biegam boso po moim pachnącym kwiatami, ziołami ogrodzie. Pod stopami trawa zielona, miękka, aksamitna. Hortensja zerka na mnie rozbawiona. Brzoza, ta największa, najokazalsza, ta gdzie domek kiedyś nasz drewniany, pochyla nade mną swoje gałęzie. Szumi łagodnie, a wśród tego szumu szept delikatny, ledwo słyszalny. Nasz domek stary... . Nie rozróżniam słów, ale wiem, to coś miłego.
Gaj połyskuje, czaruje. T. robi mi zdjęcia, wrzucę na bloga! Tysiące drzew, jakby wyrosłych z łanów pszenicy, tonących, jak ona sama kiedyś w złocie zachodzącego słońca. T. woła coś do mnie, ustawia do zdjęcia. Ma złoty brokat we włosach.
Ten pościk dla moich dzieci, całej piątki, choć może szczególnie dla małej dziewczynki S., tej z płowymi włosami i chłopczyka J. - małych świadków tych naszych iście skansenowych klimatów sprzed lat. No i dla męza T. - towarzysza doli i niedoli. Najczęściej doli!
Pozdrawiam wszystkich ciepło i obiecuję, następnym razem będzie krótko!:) Ola
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Twoje historie wypływające z serca chce się czytać.......Jola
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci bardzo.Usciski
Usuńprawdziwie zaczarowany, bajkowy post. Pięknie
OdpowiedzUsuńDziękuję, bardzo mi miło!
UsuńPiekne... tekst, zdjęcia... dzięki za życzenia Mamo, K.
OdpowiedzUsuńBoziu, jak cudnie! Obraz słowem malowany, i ta chatka, mizerna i ten strach. Wszystko to czuć, wszystko widać, gdy zagłębimy się w słowa.
OdpowiedzUsuńJak bardzo mi miło...,dziękuję z całego serca za tak miłe słowa.
UsuńJest pani piękną kobietą i pięknie Pani pisze, nie można się oderwać. Pozdrowienia :)
OdpowiedzUsuńDziękuję i jeszcze raz dziękuję.Pozdrawiam ciepło.
Usuńale cudownie się czytało, szkoda, że już koniec... ja tam poproszę, żeby nie bylo krotko, następnym razem :)
OdpowiedzUsuńBardzo mi miło,że tekścik się podobał.Muszę się postarać następnym razem... :).Pozdrawiam!
Usuńjakie jesteście z Sarą podobne!Jak cudownie mieć Mamę,taką Mamę!Tekst rozczulający,pełen nostalgii i żalu że takich domów już prawie nie ma!!Aż mam ochotę wejść tam!Gratuluje !Pozdrawiam i czekam na ciąg dalszy!Małgosia
OdpowiedzUsuńDziękuję, bardzo mi miło Małgosiu i przesyłam ciepłe pozdrowienia. :)
OdpowiedzUsuńBije od Pani niesamowita energia i wręcz dziecięca beztroska...piękne zdjęcia. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńJa również pozdrawiam i serdecznie dziękuję!
UsuńPowalasz na kolana tekstem, ogrodem, sobą! Wyobrażam sobie jak długą i ciężką pracą okupione są te piękne teraz widoki. Gratulacje!
OdpowiedzUsuńAż nie wiem co Ci odpowiedzieć Bożenko, tyle dobrych słów naraz...Bardzo Ci dziękuję, takie słowa dodają wiary.Pozdrawiam Cię serdecznie!
UsuńPowalasz na kolana tekstem, ogrodem, sobą! Wyobrażam sobie jak długą i ciężką pracą okupione są te piękne teraz widoki. Gratulacje!
OdpowiedzUsuńPowalasz na kolana tekstem, ogrodem, sobą! Wyobrażam sobie jak długą i ciężką pracą okupione są te piękne teraz widoki. Gratulacje!
OdpowiedzUsuńGratuluje Pani bloga, talentu, wspaniałej formy (wygląda Pani na trzydziestolatkę), ogrodu i wspaniałej córki. W trudnych momentach czytam bloga Pani córki i zawsze mi lżej.
OdpowiedzUsuńMa wspaniały dar afirmacji życia.
Musiała być Pni wyjątkową matką żeby tak wspaniale wychować dziecko, gratuluję!
Mi życie ułożyło się trochę inaczej, dawno temu straciłam męża i dwójkę dzieci, ale w oglądaniu czyjejś radości z życia rodzinnego znajduję ukojenie. Posiadanie ukochanych ludzi blisko siebie to ogromnie szczęście.
Pozdrawiam i życzę wszystkiego co dobre!
Dziękuję bardzo za te miłe słowa. Ale i smutne... .Umieć się cieszyć czyjąś radością i szczęściem, tak jak Pani to wielki i nie za często spotykany dar. Ale mam nadzieję, że przyjdzie się Pani cieszyć swoim własnym życiem pomimo strat niezastąpionych i ran. Z całego serca tego życzę i bardzo ciepło pozdrawiam.!
UsuńNo jest Pani fantastyczna! Proszę tylko częściej dla nas pisać i wyglądać :D
OdpowiedzUsuńMaryK
Dziękuję! Choć o tę "fantastyczność" proszę zapytać moje dzieci, opinie mogą być różne :).Pozdrawiam serdecznie
Usuń