piątek, 12 lutego 2016

Kot - Mistrz Zen



Spotkaliśmy się wczoraj ze znajomi i przy miłej pogawędce pojawił się temat, dlaczego tak często nie radzimy sobie ze stresem, nie potrafimy wyluzować i zrelaksować się - niekiedy nawet w sytuacji kiedy mamy ku temu dobrą okazję. Każdy miał interesującą i słuszną refleksję, a znajomy dokonał nawet błyskawicznej analizy społeczno-historycznej i stwierdził, że z jego obserwacji wynika, że kiedyś, pomimo trudniejszej sytuacji ekonomicznej ludzie byli bardziej radośni i potrafiący doceniać to co mieli, pomimo, że mieli mniej. Nie wiem czy można się z tym w stu procentach zgodzić, ale coś jest na rzeczy. Może to efekt zwiększonego konsumpcjonizmu, chęci posiadania coraz więcej, a może funkcjonowania w otoczeniu wszechobecnej techniki? Jeżeli wierzyć statystykom to coraz więcej ludzi cierpi na nerwice i depresje, nie radząc sobie z otaczającą rzeczywistością. O co tak na prawdę chodzi? Przecież należymy do tej lepszej, pod względem warunków życia - części świata. I nawet jeżeli ktoś skarży się, że ma za niski zasiłek dla bezrobotnego to i tak należy do grupy około 15% szczęśliwców na tym świecie (Ameryka Północna i Europa). Może więc źródło niezadowolenia i stresu leży gdzie indziej? Zastanawiam się, bez zbytniego filozofowania, czy nie chodzi po prostu o to, że gdzieś w hierarchii wartości przesunięty został punkt ważności.

Sama łapię się na tym, że nieraz za bardzo zależy mi na rzeczach i sprawach, w istocie nie do końca potrzebnych i ważnych. Bo przecież nie MUSZĘ się zamartwiać, że nie mam tego wszystkiego co mają inni, chyba, że sama sobie tak chcę. Nie MUSZĘ brać gigantycznego kredytu, który da mi złudne poczucie bogactwa i przy okazji sprawi, że zmieni mi się kolor włosów na biały jeszcze przed czterdziestką. Nie MUSZĘ też czuć zgryzoty, że moje dziecko nie ma, jak jego kumpel - nowej komórki, albo, jak koleżanka - latającego i fikającego konika. Mogę mu podarować więcej swojego czasu, też nie będzie źle, a nawet lepiej, bo dzięki temu będzie zwyczajnie szczęśliwsze i szybciej pojmie, że rzeczy dają złudną i krótkotrwałą radość, że nigdy nie wypełnią pustki w życiu i że to raczej ich wartość a nie cena jest ważniejsza. I nie MUSZĘ aż tak bardzo zazdrościć Abramowiczowi, że ma jacht za miliard, albo sąsiadowi wypasionego auta podczas, gdy ja mam starego, wysłużonego passata w garażu. Nie muszę, ale jasne, że mogę. Nie MUSZĘ też, korzystając z dobrodziejstwa techniki codziennie dostarczać sobie nowej makabrycznej porcji wiadomości ze świata, mogę po prostu tego nie robić i nie będzie to ignoranctwo z mojej strony, bo i tak nie poradzę nic na kolejne trzęsienie ziemi. Lepiej pójść na spacer albo przeczytać fajną książkę, nie koniecznie krwawy thriller. Nie MUSZĘ też złapać doła giganta, bo inni (czyt. inne) mają lepszą figurę, karmić się iluzorycznymi wizjami samej siebie i katować nieskutecznymi generalnie dietami, po to, by podobać się...byle komu. Lepiej ucieszyć się dobrym obiadkiem, uśmiechnąć do kogoś lub owszem, nawet do siebie albo (i) powiedzieć komuś "kocham cię". Bo te wszystkie problemy są w gruncie rzeczy trochę jak - parafrazując - RNN czyli Rzeczy Nikomu Niepotrzebne, o których opowiadał kiedyś Ryszard Kapuściński w jednym z wywiadów.
Osobiście zgadzam się z twierdzeniem Eckharta Tolle'a (jedna z moich ulubionych książek- Potęga teraźniejszości, polecam każdemu), że to co staje się przyczyną naszego stresu i cierpienia leży w umyśle. Zaproponował kiedyś, by poprzyglądać się zwierzętom. Są wprost mistrzami Zen czyli sztuki doświadczania każdej chwili życia w glębokiej harmonii. Bo czy ktoś widział kiedyś zdołowanego delfina albo żabę, która miała problem z nadwagą i samooceną. A może kota co się nie umiał zrelaksować? Podobno jedynie zwierzęta żyjące w bliskim kontakcie z ludźmi zdradzają czasem negatywne skłonności i coś na wzór nerwicy.

Tak więc, pójdę jutro na spacer i kolejny raz obiecam sobie, że nie będę się zamartwiać i stresować RNN-ami, nawet tymi bardzo - według mojego umysłu - ważnymi. A po powrocie poproszę mojego kota, specjalistę technik relaksacyjnych o konsultację w kwestii eliminowania stresu. Z moich obserwacji jego zachowania wynika, że jeszcze nie przejął odemnie skłonności nerwicowych. Co do samoakceptacji natomiast..., wiosna niedługo, więc liczę na pedagogiczną życzliwość żaby.

Dalajlama napisał o paradoksie naszych czasów, w których nie rzadko nie potrafimy ucieszyć się z tego co mamy, goniąc "za więcej" nie potrafimy zatrzymać się i zadziwić nad stworzonym pięknem wokół i że zdobywamy wszechświat, ale nie swoje wnętrze. Napisał, że: "Pomnożyliśmy nasze majątki, ale okroiliśmy nasze wartości, mówimy za dużo, kochamy za mało, a kłamiemy zbyt często. Uczymy się jak zarabiać na życie, ale nie jak żyć..."
I dał radę:
"Dlatego proponuję, nie zostawiaj nic na szczególną okazję,
Gdyż każdy dzień, który przeżywasz, jest szczególną okazją
Poszukuj wiadomości, więcej czytaj, siedź na werandzie
i podziwiaj krajobraz bez myślenia tylko o swoich potrzebach.
Spędzaj więcej czasu z rodziną i przyjaciółmi, jedz ulubione potrawy,
I odwiedzaj miejsca, które lubisz.
Zycie jest łańcuchem radosnych chwil
Nie tylko o przetrwaniu
Używaj swoich kryształowych kieliszków,
nie oszczędzaj najlepszych perfum,
ale używaj ich zawsze, jeśli czujesz, że tego chcesz.
Odrzuć ze swego słownika wyrazy takie jak:
„kiedyś może", oraz „ później"
napisz ten list, który chciałeś napisać
„może kiedyś"
Powiedz swojej rodzinie i przyjaciołom
Jak bardzo ich kochasz
Nie odkładaj nic, co wprowadza uśmiech
i radość do Twojego życia
Każdy dzień, każda godzina, każda minuta jest wyjątkową
A Ty nie wiesz, czy nie będzie Twoją ostatnią"

Pozdrawaim wszystkich ciepło i serdecznie!
Ola

Jak zawsze zdjęcia z mojego gaju, choć się staram i tak nie oddają jego piękna...
No i mój zrelaksowany kot czyli mistrz Zen we własnej osobie!