środa, 22 kwietnia 2015

Iron King Karate Mistrz!



Mój sąsiad to prawdziwa złota rączka! Poradzi sobie dosłownie ze wszystkim. Nie narzeka gdy ma problem, zakasuje rękawy i wymyśla "rozwiązanie", czasem je dosłownie "konstruuje". Muszę szczerze przyznać, że chętnie go podglądamy i nie możemy wyjść z podziwu nad wynalazkami jego autorstwa. Czegóż to nie zrobi, by ułatwić sobie i innym życie!
Gdybym była urzędem patentowym, już dawno dorobiłby się na mnie majątku! Na jego nieszczęście nie jestem. Jedyne, czego się na mnie "dorobił" to podziw i szacunek. Zawsze coś!
Gdy nie miał towarzysza do gry w tenisa, to by pograć na zrobionym przez siebie (a jakże!) korcie, nie namyślając się długo... sam go sobie wykombinował. Raz po raz słyszę odbijające się miarowo piłeczki za płotem, to sąsiad gra ze swoim nowym kompanem! Innym razem, gdy wymagająca żona-perfekcjonistka miast pochwalić go za zrobioną specjalnie dla niej dwutonową fontannę ogrodową, zganiła go, że fontanna w złym miejscu i że generalnie sarkofag przypomina, więc lepiej ją przesunąć trochę w krzaczki - sąsiad znów sobie poradził i stanął na wysokości zadania. Dokonał niemożliwego! Po kilku dniach fontanna grzecznie stanęła w cisowym zaciszu. Może i nie widać jej dokładnie, ale za to jak szumi przyjemnie!
Nie dziwota więc, że od czasu do czasu, by zrealizować swoje twórcze i praktyczne "projekty"( na marginesie - modne teraz słowo, gdzie rusz to słyszę jak wszyscy dookoła realizują "projekty"), nasz pomysłowy sąsiad korzysta z miejscowego złomu. Pewnie każdy wie co to złom. Pozostałych odsyłam do Wikipedii.
I tu się zaczyna kłopot. Właśnie na złomie! I nie sam złom winny, bynajmniej nie. Problemem jest jego właściciel, czy raczej BOSS, jak zwraca się do niego żona. Jeżeli ktoś nie wie, to i na złomie można znaleźć sporo ... perełek! (nie tylko w second - handzie, jak mi się zdawało!) Kłopot polega na tym, że boss niechętnie się tymi perełkami dzieli, czy raczej niechętnie je sprzedaje. W przeciwieństwie do właścicieli second-handów, którzy dwoją się i troją, żeby swój cenny towar sprzedać, on ma w nosie wikipediową teorię, że złom to też "złom użytkowy, który nadaje się do wykorzystania w celach innych niż jego przetopienie", i że można go z pożytkiem dla innych i środowiska - sprzedać. Syndrom "psa ogrodnika" w pełnej krasie!
Sąsiad wybrał co potrzebne i stanął przed właścicielem, by mu zapłacić. W swojej poczciwości kompletnie nieświadomy, jak bardzo drażliwym i niestrawnym wręcz stał się kąskiem dla psa ogrodnika. Przecież wypatrzył na JEGO złomie niezwykły skarb (sprytnie ukryty w stosie poskręcanych rur i innych metalowych śmieci) - przekładnię ślimakową! "No, pan to potrafisz sobie wybrać prawdziwe perły", z przekąsem stwierdził właściciel. Płacąc za wyszperany towar nasz sąsiad radośnie podzielił się nowinkami. Wspomniał o swoich pomysłach, robótkach, dwutonowej fontannie, którą dzięki zdobytej przekładni przesunie o całe dwa metry! Na nieszczęście wspomniał gościowi również o swoich przyszłych "projektach". Tego było za wiele! Miarka się przebrała! Nie dość, że wszystko wypatrzone, kupione na jego złomie, nie dość, że przyniesie korzyść, to jeszcze na dodatek tyle radochy komuś sprawia. "Ja ci dam następne projekty, frajerze", aż uśmiechnął się do własnych myśli.
Na efekty nie trzeba było długo czekać. Po tygodniu sąsiad przyjechał po parę drutów i teowników. Spieszył się, na podwórku cały majdan rozłożony, chce dziś skończyć. Już się witał, gdy usłyszał "Pan po co, i tak nie można nic kupić, niestety. BARDZO mi przykro!" Nic nie rozumiejąc sąsiad zapytał, dlaczego. W odpowiedzi usłyszał " Bo na przetop wszystko idzie!" Chciał jeszcze dopytać, ale intuicja słusznie podpowiedziała mu, że lepiej zmykać.

O "psie ogrodnika' mówi się, że (swoją drogą to smutne i niesprawiedliwe, że na psa "padło") sam nie weźmie, a drugiemu nie da. Dlaczego? Powód tak banalnie oczywisty i logiczny, że nawet głupi wie - bo...NIE! Ale jest jeszcze "pies ogrodnika do kwadratu"... To dopiero ciekawy przypadek. Otóż, nie dość, że sam nie weźmie bo...NIE, nie dość, że drugiemu nie da bo... NIE, to jeszcze na tym traci, czasem na prawdę dużo. Dlaczego? Bo...TAK! Dla psychologa albo raczej psychiatry gotowy materiał do badań!

Trzeba przyznać, że nasz sąsiad nie z tych co tak łatwo się poddają. Po miesiącu pilna potrzeba znowu wygoniła go na złom. Tym razem zachował ostrożność! Najpierw obserwował okolicę z auta. Potem wysiadł i udawał, że pali papierosa, nadal bacznie obserwując teren. Na końcu zaczął spacerować wokół, przecież każdemu wolno spacerować... Ostatecznie, nie widząc niebezpieczeństwa na horyzoncie, niepewnie wkroczył na zakazany plac. I nagle drzwi przyzłomowej kanciapy skrzypnęły...Już miał uciekać, ale zobaczył, że to nie boss, lecz żona bossa. Wyjaśnił grzecznie po co przyszedł. " No dobrze, pan szuka, byle szybko, zanim mąż nie wróci, bo nic panu nie sprzeda..."

Po okolicy krążą plotki, że właścicielowi złomu już całkiem odbiło. Zbliżającym się klientom z daleka zachęcająco macha metalowym prętem. Ku jego uciesze, uciekają ile sił w nogach. Ktoś kiedyś rzucił zdumiony "Przecież powinno mu zależeć, zarobić nie chce? Klientów goni, to bez sensu, przecież każdy handlowiec chce sprzedać lub kupić..." Może i tak, no, chyba że jest stuknięty- ktoś inny zauważył roztropnie.

Pewien dowcipniś którejś nocy, dla żartu, powiesił wielki napis na płocie złomu : IRONLAND. Podobno, jak boss zobaczył, to wpadł w szał. Krzyczał, jakie to "ludzie wredne potrafią być!" Jakby tego było mało, to ktoś wypisał mu cennik na ścianie :
"Metalowym prętem po plecach i d..." I dopisek: cena za ekologiczne myślenie i ochronę środowiska...

Znów stoimy sobie z sąsiadem przy płocie i gawędzimy. Właśnie kończy gigantyczną huśtawkę dla wnuków. Jakimś cudem wlazł na czubek drzewa, zawiesił stalową długaśną linę, do której na dole przymocował kolorowe krzesełko. Jak zawsze sobie poradził. Podobno znalazł inny, fajny złom... Nie rozmawiamy o - znanym już z nieżyczliwości i zawiści w całej okolicy - właścicielu złomu, bo i po co? Dochodzą nas słuchy, że całkiem dobrze sobie radzi, mimo wszystko! Panuje niepodzielnie w swoim żelaznym królestwie, stoi na czatach i pilnuje pereł... Ludzie mówią, że tacy zawsze spadają na cztery łapy. A więc nie tylko pies ogrodnika, ale musi i... kot!

Pozdrawiam. Ola




I jak zawsze parę zdjęć z mojego kochanego gaju...













I jeszcze wczorajsze, wieczorne, piękne niebo...









piątek, 10 kwietnia 2015

Wiosenna bajka o pawiu i słowiku



W gaju, nieopodal strumyka mieszkał sobie mały słowik. Jego upierzenie tak skromne, że w oczach wielu - wręcz śmieszne. Uwił sobie gniazdko w malinowym krzaku. Zanim pierwsze wiosenne liście wypełzły z gałązek, uzbierał fragmenty luźnego runa i pod osłoną nocy i krzewu powstało gniazdo. Z tego właśnie miejsca wyruszał, by i swoim śpiewem przymnożyć piękna już i tak pięknej majowej nocy... . I płyną sobie nutki cudne i jedyne w swoim rodzaju. Nuty, niczym wysłannicy mający do wypełnienia wyjątkową misję - niesienia dobrej nowiny! Bo czy tego słowik chciał czy nie, koił smutki oraz rozpalał w sercach radość i nadzieję.
Nie wspominając już o tym, jak wielką ucztą dla ucha był jego śpiew.

Paw zamieszkiwał dużą i wygodną zagrodę. Czasy, kiedy narzekał na brak przestrzeni i wolności już dawno za nim. Ostatecznie polubił tę całkiem przyjemną wygodę. Poza tym, co tu dużo mówić, lubił również, gdy go podziwiano. A podziwiano go niemalże codziennie! Każdego dnia o poranku opuszczał swój drewniany, specjalnie dla niego zbudowany domek i stawał w samym środku ogrodzonego podwórka. Udawał, że nie zwraca uwagi na gromadzących się gapiów. Niby od niechcenia zerkał leniwie w górę, by po chwili rozłożyć swoje tęczowe, bajkowe pióra i ułożyć je w zachwycający wachlarz. Natychmiast, w setkach oczu - zupełnie jak w pawim zwierciadle - pojawiał się zachwyt i szacunek dla jego niezwykłej urody. Prawdę mówiąc, wiele więcej do szczęścia nie potrzebował. Wystarczał mu ten podziw i jakże miły szum wokół siebie. Zżył się ze swoim wizerunkiem - odbijającym się w oczach innych. I było mu z tym dobrze... . Tylko jedna rzecz spędzała mu sen z powiek. Bo jak to tak? Słowik szary, niepozorny,zupełnie jak ten - z najniższej kasty wróbel, obdarzony takim talentem! Przecież to należało się jemu - pawiowi! Cóż by to był za mariage - piękna i talentu, marzył sobie. I przed nim majowe stokrotki kładłyby się w zachwycie, a krzewy malinowe i porzeczkowe biłyby się o miejsce dla jego gniazda... . Tymczasem z pawiowego gardła, o ironio, jedynie krzyk chropawy i męczący ucho... .

Przyjechali kolejni goście. Wśród nich różne "wrażliwości" i różne gusty. Rozpostarł paw swoje cudowności jeszcze pełniej niż zazwyczaj to czynił i wytężył słuch z całej mocy. I nie zawiódł się! I tym razem podziwiano jego piękno, przepych piór, majestat i bajkową wręcz kolorystykę, a on tylko utwierdzał się w przekonaniu, że jest prawdziwie wyjątkowym stworzeniem...
I nagle z tłumu ktoś się odezwał "Czy słyszeliście? Kto tak pięknie śpiewa w nocy, czy to paw?" "Tak! To on, to na pewno paw!" rozległo się wiele głosów. Któż inny mógłby tak pięknie śpiewać?! Piękno dla oczu i uszu w jednym! I rozległy się brawa dla pawia. A on... , może i poczuł się trochę niezręcznie..., bo przecież doskonale pamiętał, jak zeszłej nocy, drżące, prawie przezroczyste listki i falujące pierwsze wiosenne trawy omdlewały na koncercie słowika. Lecz cóż z tego...? To on - paw, jest piękny i podziwiany! I nie będzie tego zdradzał nikomu, bynajmniej nie! Bo i po co...? Poza tym, kto pozna prawdę o śpiewaku schowanym w ciemności nocy?

Majowa noc, jasny księżyc wisi nad gajem, nad strumieniem, nad pawią zagrodą i malinowym krzewem. Małe gardełko wysyła niestrudzenie w przestrzeń cudne dźwięki. Wszystko zamiera z wrażenia i wszystko wytęża słuch na delikatne, słodkie nuty. W przerwie słychać nocne szepty "Kto to? Gdzie jest...?"
A mały, niepozorny, szary ptaszek siedzi ukryty w gałęziach drzewa, jakby zanurzony cały w swojej muzyce, trochę nieobecny, pochłonięty całkowicie swoją misją.


Joseph Brodsky w jednym ze swoich wierszy napisał, że "nie przeprowadza się sekcji ptaszka, by znaleźć źródło jego śpiewu, należy raczej przeprowadzić sekcję własnego ucha..." A czasami i oka...

Pozdrawiam ciepło, wiosennie
Ola





Żeby nie było tak "nocnie" i szaro, dla kontrastu - czerwona sukienka "wywleczona" z szafy po latach, no i wyraźnie wiosenny już gaj!













środa, 1 kwietnia 2015

Przed świtem



Stanął nagle w drzwiach, trochę mnie przestraszył. Która to godzina? Świt za moment. "Miałem zły sen, mogę zostać chwilę?" Usiedliśmy na skraju łóżka i objęliśmy się. Za oknem, w ogrodzie słowik zaczął nucić opowieść o swojej podróży nad Pirenejami, którą dopiero co przebył. "Ten sen był taki straszny i przeraził mnie mamo, przeraził i postawił tyle pytań.... . Już sam nie wiem co jest ważne. Nie potrafię z nikim o tym rozmawiać, nie pogniewaj się, ale z tobą też nie... . Cicho zapytałam "A co jest ważne dla ciebie? Spojrzał zamyślony na zbliżający się świt za oknem. "W tym rzecz, że już sam nie wiem...". Słuchałam w milczeniu. "Bo widzisz, wielu ludzi dąży do wzniosłych ideałów, ale i podłości tak strasznie dużo, sama wiesz..." Zapytałam "dlaczego to cię aż tak zajmuje, może po prostu rób swoje..." Po krótkiej chwili odpowiedział "Nie wiem, nie czuję się dobrze z tym wszystkim..."
Słowik przerwał naszą rozmowę. Zaśpiewał pięknie i głośno, aż tchu mu zabrakło, a nam słów... .

Kto zna odpowiedzi na wszystkie najważniejsze pytania? Niekiedy poszukuję tak intensywnie, a nie widzę tego co przed "nosem". Jak w tej opowieści o człowieku, który w poszukiwaniu szczęścia przemierzył cały świat, a w końcu wylądował na progu swojego domu i tam je odnalazł. I zrozumiał...
Lecz przecież tyle spraw jest aż tak skomplikowanych! Tyle zagmatwanych problemów i supłów nie do rozwiązania. Tyle pytań o to jak żyć w tym gąszczu spraw i co jest prawdziwie ważne. Więc jak to jest?
W Desideracie ktoś mądry napisał, po prostu DOBRZE żyj. Uczciwie i "w pokoju z Bogiem, cokolwiek myślisz o jego naturze, jakąkolwiek wykonujesz pracę i jakiekolwiek są twoje pragnienia w zamęcie życia". Dodał jeszcze, "i nie podchodź cynicznie do miłości, bo ona jest wieczna".

Myślę sobie niekiedy, że tak wielu mądrych ludzi jest wokół, tylko nie potrafię ich dostrzec, a może nie chcę i dlatego rzadko korzystam z ich mądrości. A może to strach lub niechęć do przyznania komuś innemu racji... .
Świt nastał, a my ciągnęliśmy naszą rozmowę. "Wiesz, że ja też ciągle muszę chodzić po rozum do głowy. Po prostu KOCHAJ i rób co chcesz , wiesz doskonale czyje to słowa, a więc kochaj, a reszta sama się ułoży. Pomyśl tylko, ile spraw sami komplikujemy. Jak wiele fajnych, dobrych rzeczy nie dostrzegamy, za to o podłościach trąbimy... . W końcu sami gubimy się w tym co dobre, a co złe, w tym co ważne, a co błahe, czasem wręcz głupie. To co prawdziwie piękne najczęściej jest całkiem proste i być może przez tę prostotę niedoceniane...
Zamyśleni spojrzeliśmy w okno, słowik nucił swoje ostatnie piosenki.

Nic nie trwa wiecznie poza niebem i miłością. " Tak więc żyj w zgodzie z Bogiem, czymkolwiek się trudnisz i jakiekolwiek są twoje pragnienia. W zgiełku i pomieszaniu życia zachowaj spokój ze swą duszą i ...dąż do szczęścia." (Desiderata). No i nie zapomnij, że z całym tym znojem, marzeniami, które jakoś wciąż i wciąż "przed", to... ciągle piękny świat! Jeżeli nie dowierzasz, posłuchaj słowika...


Blisko mojego domu, tuż przy drodze stoi biała kapliczka. Jest śliczna, z białego piaskowca zwanego "opoką". W ciągu dnia biały kamień połyskuje z daleka, a w nocy, mrok wokół kapliczki rozprasza umieszczony na jej daszku, kuty z żelaza, świecący jasno krzyż. Od wiosny do jesieni delikatnie otulają ją brzozy swoimi gałązkami, a w zimie, kiedy śnieg dookoła, wynurza się jak śnieżna królowa z otaczającego ją - niczym morze, białego puchu.
Wiosną, ciszę przedwieczorną przerywa śpiew, unosi się nad drzewami, zatrzymuje chwilę na tarasie naszego domu i płynie dalej. To kapliczka nuci swoje majowe piosenki. I choć nuty nie zawsze czysto wybrzmiewają... i tak są piękne.
W lecie ktoś przynosi świeże kwiaty, najbardziej lubię te polne, ale czasem pojawia się dostojna lilia i wtedy kapliczka wypełnia się intensywnym, słodkim zapachem.
Lubię zatrzymać się w jej zaciszu. Staję wtedy przy wejściu do środka, patrzę sobie, milczę sobie i bywa, że mam ochotę uśmiechnąć się do samej siebie...



Przesyłam wszystkim życzenia pięknych świąt Wielkiej Nocy!
Jak zawsze ciepło pozdrawiam.
Ola