piątek, 22 sierpnia 2014
Mała wspomnień garść - cd.
Rozdaję dzieciom ostatnie ciasteczka, pochłaniają szybko i śmiejąc się wyskakują na wujkowe patio. Ściany spływają winogronem, zapach róż, czerwień pelargonii, kolorowy zawrót głowy. Witamy się radośnie pośród okrzyków dzieci. Jeden wybija się ponad pozostałe. To mały P. oznajmia dumnie: "A wiesz, złodziej wszystko ukradł!". Wujek targa dużą czuprynę na małej głowie - "Ten to ma poczucie humorku", zerka na nas wesoło. Liczę nieistniejące chmury na niebie idealnie niebieskim. T. rzuca się, by zawiązać nierozwiązaną sznurówkę. "A więc to prawda...", śmieje się wujek. Wieczorem patio rozbłyska światłem świec i gwiazd. Na stoliku hiszpańskie wino i oliwki. Gadamy wszyscy naraz. Zmęczeni, lecz do snu nikt się nie garnie. Tak, cieszymy się spotkaniem, sobą. Na końcu ubijamy pożyczkowy deal.
Hiszpania oszołamia nas swoim pięknem, różnorodnością, barwami, zapachami, klimatem, wszechobecną lawendą. Bo czy mogłoby być inaczej? Kraj Cervantesa, wina, oliwek, zabytków, ściele przed nami dywan i zaprasza. I my, jak dzieci zapominamy o przykrej przygodzie. Nawet żartujemy. A może ten złodziej to sam Roch Guinart, Janosik hiszpański, ten sam co towarzyszył Don Kichotowi przy wjeździe do Barcelony. Zbójecki, lecz szczodry! Może jego wzniosłe zasady nakazały mu podzielić się łupem z kimś biednym - dyskutujemy wesoło. Lody spływają dzieciom po brodach i koszulkach. Na rozpalonym placu przed Prado smakują wybornie.
Elisabeth zabiera nas na lampkę wina do miasteczka. Wsiadamy do jej samochodu, podniszczonego, lecz niezawodnego. Gaz ostro przyciśnięty, kurz za nami, cała jego chmura! Tu rzadko pada. Pędzi tym swoim autkiem. Może nic w tym dziwnego, ale ona ma siedemdziesiąt lat! Zupełnie, jakby energia kilku osób skumulowała się w jednej. Zna chyba ze sto języków, w każdym coś ciekawego do powiedzenia. Snuje opowieści o zabytkach wtopionych w historię Hiszpanii, o architekturze. I o swoim ukochanym malarstwie. Cierpi na nieuleczalną chorobę, rzadko spotykaną. To chroniczne, przewlekłe "nigdyniezmęczenie". Radosna, ciepła, życzliwa, z tym cudownym poczuciem humoru. Prowadzi nas, a właściwie wleczemy się z dziećmi za nią (jest naszym przewodnikiem) stromymi stopniami El Escorialu. Oddech ciężki, sapiący, pot na skroniach. "Usiądź, odpocznij", proszę. "Ależ nie, to taka naturalna refrigeration" - odpowiada, oczy jej błyszczą. Już wiem, nie zatrzymam jej... . Idziemy więc dalej, mały J. śpi na rękach, nieświadomy historii wokół. Górzyste Sierra de Guadarrama obserwuje w milczeniu nasze zmagania.
Jedne obrazy wyraźne, inne zamazane, przyprószone kurzem czasu. Wśród wielu - Avila ze swoimi murami obronnymi i górami Kastylijskimi wokół, a nad nią św. Teresa pochyla głowę, dogląda, czuwa. Jak kiedyś, jak zawsze... . I Alcala, gościnne, szepty przeszłości w każdym zaułku. Wśród nich głos, głosik właściwie, to maleńki, ledwo narodzony Cervantes płacze w kołysce. W Segowii wytrawne ucho słyszy szum..., to akwedukt rzymski mruczy swoją opowieść. I Madryt, upalny, męczący nieco, intrygujący, niepoznany, jak jego Prado ledwo muśnięte zmysłami. I wiele innych obrazów, wyrytych w pamięci jak w kamieniu.
Żegnamy się wśród łez i uścisków. E. na koniec udziela nam cennej rady. Roztropnie zerka na T., to on dzierży klucze do skarbca. Porada z tych bezcennych - antywłamaniowych,. "Otóż, dear, musisz koniecznie zakupić specjalną torebkę - sakiewkę, zapinaną w pasie". Dalej radzi, trzymać ją trzeba z przodu, zawsze na widoku. Próżny trud złodziejskiej ręki wprawnej. Spojrzenie życzliwe acz przezorne i ostrzegawcze odprowadza nas do samochodu. Machamy na pożegnanie. Dziękujemy! W przydrożnym sklepiku T. zaopatruje się w biodrową sakiewkę. Idzie wyprostowany, słyszę jego głos, jakby sam Chevy Chase przemawiał: "Teraz możemy być spokojni, kochanie!".
Wracamy. Gaj wita nas oszalały z radości. Oj, stęskniliśmy się za sobą. Po żniwach dawno, pola zaorane, odpoczywające, ciche, oziminy już wschodzą. Dom ożył, skrzypnęły podłogi, trzasnęły drzwi, koniec nudy! Siedzimy na tarasie. Popijamy hiszpańskie wino, zagryzamy oliwki. Jest wieczór,cichy i jasny. Jedyny odgłos, jesień się skrada. Rozrywam kopertę, list od naszej kochanej E. . W nim pozdrowienia z dalekiej podróży. Czytam na głos. Widzę, jakby obok, kochaną twarz. Wtem zdanie "...i okradli mnie!". I jesteśmy paskudni w tym śmiechu nagłym, nieopanowanym.. . Po chwili powaga. Otulamy myślami naszą kochana Elisabeth. Próbujemy w tej ostrości i świeżości wspomnień zapisać w umyśle jak najwięcej. Nagle pytam: "A wtedy w czasie drogi, pośród Alp włoskich, o czym marzyłeś?" T. zamyśla się chwilę. Nasz taras oświetla księżyc, hiszpański, włoski, francuski, polski... .
Drogim: E. i B. z wdzięczniścią za gościnę.
Pozdrawiam ciepło wszystkich cierpliwie czytających tę historyjkę:). Ola
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Mamo,
OdpowiedzUsuńJak zawsza wspaniala historia, i jaka prawdziwa:) K.
Dziękuje Ci Kubusiu, występowałeś w niej w jednej z pięciu głównych ról. :). Buziaki.m.
OdpowiedzUsuńChce do Hiszpani, z Wami! Super wpis Mamuś. M.
OdpowiedzUsuńPrzepiekna z Pani kobieta,i nie tylko fizycznie. Piekno duszy i dobroc widac w tekstach. Domyslam sie,ze jest Pani swietna,spelniona mama,babcia i zona. Nic dziwnego,ze Miss Ferreira budzi zachwyty,majac taka mame...Pozdrawiam obie Panie,prosto z lubelskiego,Dominika
OdpowiedzUsuńDziękuję za tak ciepłe słowa i pozdrowienia, bardzo mi miło. Ja również serdecznie pozdrawiam!
UsuńGwiazda!
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci Bożenko! No, z tą gwiazdą to chyba przesada...:).Uściski!
UsuńPiękny zestaw i modelka w nim:)) Historia jak zwykle ciekawie opowiedziana :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Bardzo fajnie napisane. Pozdrawiam serdecznie !
OdpowiedzUsuń