wtorek, 8 września 2015

I mój głos w sprawie uchodźców....

Już dawno nic tak bardzo nie poruszyło opinii społecznej, jak sprawa uchodźców. I trudno się dziwić. Bo w obliczu cierpienia, zwłaszcza tych "malutkich" i niewinnych odzywa się w człowieku bunt, niezgoda i zwykłe, ludzkie współczucie.
Żaden ze mnie ekspert, ale podobnie jak miliony Polaków i ogólnie Europejczyków swoje spojrzenie na problem również mam.
Wczoraj przeczytałam na fb, że dwóch znanych polskich blogerów (których osobiście bardzo szanuję i ich teksty czytam) wyrusza na Węgry, do Keleti, może dalej jak będzie trzeba, żeby z bliska przyjrzeć się problemowi uchodźców i podzielić się informacjami z pierwszej linii frontu. Szanuję i podziwiam ich zaangażawanie w sprawę i nie chcę zabrzmieć niegrzecznie, ale z całym szacunkiem - co z tego? Co z tego, że te obrazy po raz kolejny zobaczymy? Wszyscy wiemy, że media naginają nieraz rzeczywistość na własne potrzeby i bez wątpienia relacje panów będą wiarygodne. Jeżeli ujrzą tam płaczące dzieci i ich zrozpaczone matki to i tak wiemy, że tak jest. Jeżeli ujrzą wśród nich hordy rozjuszonych, wygrażających pięścią łobuzów plujących i s.....ch na ich samochód, to i tak wiemy,że tak jest. I znowu pytanie, co z tego? Co to zmieni? Czy takie obrazy są wystarczające, by wyrobić w sobie rzetelną opinię na problem i dramat, który rozgrywa się na naszych oczach? Bo i o tym, że jest to dramat już wiemy i chyba nikt w to nie wątpi.
Wydaje mi się, że na sprawę należy spojrzeć szerzej, głębiej. Może trzeba zajrzeć w przeszłość, żeby zrozumieć teraźniejszość? Bo to na błędach popełnionych w przeszłości najlepiej się uczymy, oczywiście pod warunkiem, że potafimy i chcemy wyciągnąć z nich wnioski.
Obserwując to co się dzieje, można gołym okiem zobaczyć, że najwięcej obaw wynika ze "zderzenia" kultur, a może nawet cywilizacji. Bo faktem jest, że to co Europa (jak i reszta cywilizowanego świata) osiągnęła i z czego możemy być obecnie dumni - w kontekście demokracji, poszanowania inności i wolności, to jednak nie jest nic nie znaczące NIC. Bo często walka o te wartości toczyła się na wyboistej i krwawej drodze. Często towarzyszyły jej okrutne straty i wielkie poświęcenia, tak po ludzku biorąc. Do dzisiaj żyją ich świadkowie i uczestnicy. Bo, żeby coś zmienić, najpierw musi przyjść niezgoda na to. Cicha - w sercu, a potem ta głośna, poparta czynami.
Skoro przerabialiśmy to w Europie, to teraz powinniśmy się tymi doświadczeniami dzielić. To pewnie niezwykle trudne, bo po pierwsze my sami ciągle się tej demokracji i otwarcia na innych uczymy, to niekończący się proces, zadanie na każdy dzień, a po drugie łatwo wpaść w pułapkę dobrego samopoczucia bycia lepszym. A przecież wśród przybyszów, uchodźców, czy imigrantów, bez względu na nazwę, jest z pewnością wielu takich, od których i my możemy się sporo nauczyć i z których moglibyśmy brać przykład. Po prostu żadna z - nazwijmy to - stron nie może tolerować agresji i sytuacji, w której drugiemu dzieje się krzywda, bez względu na to czy jest imigrantem czy mieszkańcem kraju, do którego tamten przybywa. Również z doświadczenia pamiętamy, że nawet w najgorszych reżimach zdołali przetrwać ludzie niezłomnego ducha i wielkiej życiowej mądrości. Jednakże nie można oprzeć się wrażeniu, że to co wspólne dla takich osób to "niezgoda" na zło, na system, na reżim.
I dlatego to, co mnie osobiście najbardziej uderza w społeczeństwach np. Iraku czy Syrii i im podobnych, to brak reakcji, przyzwolenie na zło, które się tam rozpanoszyło na dobre. I nie chodzi tu o pustą krytykę, tylko o rzetelną prawdę, na której powinniśmy się oprzeć. Tak samo, jak opieramy się na prawdzie o własnej historii, niekiedy trudnej i bolesnej. Niestety, wydawać by się mogło, że zatrzymali się daleko, daleko w tyle ze swoim rozwojem i obserwując obecne "zwyczaje" panujące w tych krajach, trudno oprzeć się wrażeniu, że dochodzi tam nieraz po prostu do...barbarzyństwa. Nie ma chyba nic gorszego i tragiczniejszego w skutkach niż społeczne, długoletnie przyzwolenie na reżim, na chore, owładnięte obsesją władzy rządy. W samej Europie mamy na to dowody, a my Polacy, nie tak znów daleko, jedynie za wschodnią granicą...
Wiele lat temu miałam okazję przejechać Irak wzdłuż, od Basry nad Zatoką Perską po granicę z Turcją. W tym biednym kraju, gnębionym przez Hussajna i jego kohorty wywodzące się z mniejszości sunnickich, ludzie wiwatowali na imię wodza, prawdziwie oddawali cześć jego zdjęciom. Pamiętam, jak opływaliśmy drewnianym czółnem irackie, bagniste wioseczki, gdzie głównym budulcem licznych lichych domków na równie lichych wysepkach, było krowie łajno. Wysuszone w gorącym, irackim powietrzu na kamień. Krowie placki suszyły sie dosłownie wszędzie. W każdym takim szałasiku stał telewizor (bo o bagienną elektryczność wódz się zatroszczył), a z czubka "domu" wystawała antena, co wyglądało po prostu niesamowicie. I obowiązkowo, na każdej ścianie "krowiego" domku (wewnątrz i zewnątrz) wisiał obraz uśmiechniętego, dobrodusznego, wąsiastego przywódcy. Treść nadawanych programów była oczywista. Czy czegoś nam to nie przypomina?
Na arabskim suku widziałam ludzi, którzy sprzedawali swoje mizerne plony, żeby przeżyć, brudne, podrapane dłonie wydawały resztę z dinara, a ich dzieci z prześlicznymi wielkimi brązowymi oczami szalały wprost z radości na widok cukierka. Podczas, gdy oni wracali do swoich krowich lepianek, nieliczni sunniccy wybrańcy zasiadali do posiłku w swoich klimatyzowanych domach na obrzeżach Basry. Niekiedy można było zauważyć ich kobiety - bogato ubrane, uginające się pod ciężarem złotych wisiorów i bransolet, wsiadające do limuzyn i udające się na wieczorne modlitwy.
Jadąc przez Irak rzucało sie w oczy co zrobił z krajem reżim. Dotarł nawet do Babilonu, kolebki ludzkości, która leży nad Eufratem, blisko miejsca, gdzie łączy sie on z Tygrysem tworząc rozległą deltę Szatt al-Arab. Podobno to miejsce biblijnego raju. Zwiedzałam Babilon ze smutkiem i niedowierzaniem. Przyglądałam sie zniszczeniom, walającym się śmieciom, uderzał kompletny brak dbania o to miejsce. Gdziekolwiek indziej, w cywilizowanym świecie, gdzie szanuje się to co stworzyli nasi przodkowie, byłoby to nie do przyjęcia, a nawet pomyślenia. Ale w Iraku społeczeństwo zajęte wyrywaniem dniowi kawałka chleba nie zaprząta sobie tym głowy, tym bardziej reżim pochłonięty innymi ważnymi kwestiami, jak np. wysyłaniem w zaświaty, w chemicznych oparach tysięcy kurdów. Jedni i drudzy robią "swoje". Nikt nie protestuje, a zło rozszerza się. Lecz w końcu, niczym sprzężone powietrze niebezpiecznie napina ściany beczki, do której zostało wtłoczone. Hussajn to już historia, lecz nie można oprzeć się wrażeniu, że konsekwencje jego reżimu spowodowały nie tylko spustoszenie ekonomiczne kraju, ale również, a może przede wszystkim w umysłach ludzi.
Ktoś powie, łatwo gadać. Pewnie trochę tak. Ale cieszę się, że żyję w wolnym kraju. Tę wolność ktoś kiedyś dla mnie wywalczył. Pan Bóg jeden wie, jak długo ona potrwa. Może znowu, kiedyś trzeba będzie o nią walczyć, może znowu płacić za nią najwyższą cenę, jak to dla nas robiono. Bo tego rodzaju wolność i demokracja nie są sprawami oczywistymi, danymi nam raz na zawsze, jak się może niektórym wydaje. Lecz tak łatwo się do tej oczywistości przyzwyczaić i zapomnieć,że jest również darem.
A więc wracając do tematu. Trudno się tak całkiem dziwić obawom związanym z nowymi przybyszami. Bo za słowem "uchodźcy" dużo się kryje. Przede wszystkim cierpienie niewinnych, ale i głupota oraz okrutny egoizm rządzących w tych krajach, swoiste barbarzyństwo w nieposzanowaniu nikogo i niczego, no i brak reakcji, sprzeciwu na zło i krzywdę, która dotyka mnie, moje otoczenie, mój kraj. Temat dla socjologa, dlaczego tak jest. Może u podstaw leżał kiedyś zwykły brak odwagi, może coś w rodzaju wygody i lenistwa ogólnospołecznego. Zawsze bezpieczniej uciec niż zostać i walczyć, mając na dodatek u boku swoich najbliższych. Dlatego myślę, że nie trzeba koniecznie jechać na budapesztański dworzec. Bo pewnie nie tam jest odpowiedź. Być może prędzej w rozwiązaniu tych problemów może pomóc próba zrozumienia dlaczego właśnie w krajach muzułmańskich najczęściej morduje się wszelkiej maści innowierców, gdzie żywe jest przekonanie, że świat dzieli sie na muzułmanów i nie-muzułmanów, a ci drudzy wywołują słuszny gniew u Allacha. Bo to w takiej "świadomości" tkwi największe niebezpieczeństwo.
W Europie od lat muzułmanie stawiają swoje meczety, w europejskich szkołach uczy się dzieci poszanowania tego co inne. Ktoś powie, z różnym skutkiem, ale w którym kraju nie znajdą się przeciwnicy tego czy tamtego? Nawet głupca należy wysłuchać, bo jak napisane w desideracie i on ma swoją historię do powiedzenia. Liczy się skala zjawiska. Niestety, to fakt, że najczęściej w krajach muzułmańskich ciągle mają miejsce akty niezwykłego okrucieństawa, jakby przyzwolone przez społeczeństwo. To tam burzone są stojące od wieków posągi Buddy, do świątyń katolickich wpada się z maczetami lub bardziej humanitarnie - wrzuca granat. To tam najczęściej porywa się niewinnych "innych" wszelkiej maści i poglądów, by potem na oczach świata i ich rodzin ściąć im głowy. I nie ma znaczenia czy ktoś przybył na terytorium islamskiego państwa jako uczestnik akcji z pomocą humanitarną czy jako inżynier, pracownik zagranicznej firmy budujacej u nich drogi. Na wszystko łatwo przytoczyć przykłady, a nawet nazwiska wielu tych ofiar. Na niektóre egzekucje przychodzą rodziny z dziećmi...
Wiosną tego roku świat usłyszał o niszczeniu starożytnych zabytków w północnym Iraku. Pod młotek poszły wiekowe pamiątki w Hatrze (tak jak i Babilon - kraina Mazopotamii). Rzeźby i posągi Hatry zostały wpisane na listę światowego dziedzictwa kultury. Rozprawiono się z nimi przy pomocy wspomnianych młotów i pomysłowo - kilofów, a jakże! Islamscy radykałowie dumnie ogłaszają, że mają też...buldożery do dyspozycji, bo jak twierdzą, chcą wszystko zrównać z ziemią. Wszystko co jest historią, gdyż zabytki te i ich współczesna obecność "kłócą się z interpretacją prawa islamskiego." Kto nie wierzy, niech poszuka informacji na ten temat. Jak wiele zabytków zostało zniszczonych przez radykalizm i głupotę, które to wyrosły na gruncie przyzwolenia i nie reagowania na te zjawiska, kiedy jeszcze było można. Rosły aż urosły do rozmiarów gigantycznego śmiertelnie trującego grzyba! Ile jeszcze cichych świadków historii, w tym może i Babilon, stoi w milczącej kolejce do zagłady...Tamte społeczności nie mają siły, odwagi ani środków (przecież oczywiste) by reagować, skąd mają mieć, skoro nawet samym sobie nawzajem wydzierają nierzadko lekarstwa. A może Janina Ochojska ze swoim orszakiem uzbrojonym w koce, suchy prowiant i lekarstwa coś poradzi...?

Myślę sobie, że to co najważniejsze to mieć sumienie, wyostrzone na dobro, ale i świadome zła. To nic złego żywić słuszne, nie bezpodstawne obawy. To jeszcze nie oznacza, że "nie chcę pomóc". Akurat w Polsce mamy na to mnóstwo dowodów. Oczywiście nie tylko tu, ale to "otoczenie" znam najlepiej. Widać to po zbiórkach wszelakich na dobre i potrzebne cele. Wszystkie akcje i poruszenia społeczne, kiedy ciężko o pomoc, kiedy "zwykli" ludzie pomagają "zwykłym" ludziom. Widać to po ilości wolontariuszy, po ilości fundacji pomocowych i wielu innych. Ale przede wszystkim po odruchach serca, które temu towarzyszą. Bo jedna z najcenniejszych zdobyczy kulturowych i cywilizacyjnych to ta, jak i czy dobrze traktujemy drugiego człowieka. Osobiście nie mam wątpliwości, że tak będzie i w przypadku uchodźców, którzy do nas dotrą. Bo ci, którzy tu przyjadą po to, by normalnie żyć, pracować, "budować", nie niszczyć i brać jedynie, z pewnością mogą liczyć na pomoc i życzliwość. I słuszną rzeczą jest, że ci, którzy przybędą w innych celach spotkają się ze zdecydowanym sprzeciwem. Bo zbyt dobrze z historii wiemy i na własnej skórze przerabialiśmy (zwłaszcza poprzednie pokolenie), jak łatwo burzyć, a jak trudno budować. Zwłaszcza, jeżeli dotyczy to kwestii i wartości najważniejszych. Bo to co być może najtrudniejsze w przypadku uchodźców, to nie jedynie zapewnienie im odpowiednich warunków ekonomicznych, tym bardziej, że jak słyszę, na początek mają przybyć w ilości kilkunastu tysięcy, to niewiele jak na kilkudziesięciomilionowe państwo. I niewiele zważywszy na to ile pieniędzy się w naszym budżecie marnuje. To, co jest najtrudniejsze i wymaga najwięcej czasu, to, jak w procesie wychowawczym, o czym prawie każdy rodzic wie - kształowanie świadomości (oczywiście u tych, którzy jej po prostu nie mają), w której rozumiem, że nie tylko moje potrzeby są najważniejsze, moje roszczenie i moje bolączki. Że szanowanie tego co "inne", szanowanie owoców czyjejś pracy, kultury i historii jest podstawą dobrych wzajemnych relacji. I tylko wtedy można obok siebie spokojnie żyć. Bez strachu, że ktoś rzuci granat do kościoła czy meczetu. I bez strachu, że ktoś z silnymi pięściami, za to niekoniecznie bogaty w szare komórki przyjedzie burzyć np. warszawską starówkę i tworzyć getto dla "innych". Bo to już przerabialiśmy i takiej powtórki dla nikogo nie chcemy.

Pozdrawiam ciepło.
Ola

PS. I w naszej rodzinie dużo się ostatnio dyskutuje o sytuacji uchodźców. Wykorzystałam tym razem mój blog, jako miejsce, gdzie mogę podzielić się swoim poglądem na ten temat. Miała być kontynuacja o Rzymie, ale myślę, że skoro tyle wieków już trwa, to i do mojego następnego wpisu dotrwa. ;)



9 komentarzy:

  1. Przeczytałam ''w sprawie uchodżców'', gratuluję odwagi posiadania własnego zdania na ten temat,......naprawdę ! Ja takowego sprecyzowanego nie mam , bo widzimy , to , co pokazują nam media , a media wolne nie są .Myślę , że na każdym te obrazki robią wrażenie , ale żyjąc w dość homogenicznym kraju , trudno tez oczekiwać , że będziemy mieć wyrobione zdanie na ten temat. Nasz rodzimy MOPS nawet nie jest w stanie ogarnąć krajowej mizerii , a wierz mi ,są takie miejsca w naszych miastach , skąd nawet szczury uciekają......a ludzie mieszkają .Strasznie to jest trudne .........mam tylko lęk , że w dalszej perspektywie , trudno nam bedzie się zmierzyć z tym tematem , a wierzę , że będzie jeszcze wiele jego odsłon. Gosia T.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Małgosiu, ja również nie mam do końca sprecyzowanego zdania w sprawie uchodźców. Nawet super ekspert chyba nie może mieć, bo i problem kompletnie nowy, przecież wyraziłam moje obawy w tekście. Emigracja zawsze istniała, ale to co się zaczyna dziać w Europie może przerosnąć wszelkie oczekiwania. Jednakże na tę ogromną rzeszę ludzi trudno patrzeć tylko jak na "masę", liczby. Bo za nimi kryją się i dramaty ludzi porządnych i uczciwych, którzy chcą normalnego życia dla siebie i dzieci, a którzy muszą uciekać przed wojną, tak myślę przynajmniej. Ale oczywiście, jak sama napisałaś, trudne to wszystko. Uściski

      Usuń
  2. Bardzo dziękuje Pani za tak mądry, wyważony i całkiem świeży głos w tej sprawie.

    OdpowiedzUsuń
  3. ______________ Kardynał Stefan Wyszyński.__________
    " Nie oglądajmy się na wszystkie strony.
    Nie chciejmy żywić całego świata, nie chciejmy ratować wszystkich.
    Chciejmy patrzeć w ziemię ojczystą, na której wspierając się, patrzymy ku niebu.
    Chciejmy pomagać naszym braciom, żywić polskie dzieci, służyć im i tutaj
    przede wszystkim wypełniać swoje zadanie - aby nie ulec pokusie "zbawiania świata"
    kosztem własnej Ojczyzny (.......)
    Jeżeli nasza Ojczyzna ma przetrwać w pokoju, w zgodnym współżyciu i współpracy,
    jeżeli ma osiągać ład gospodarczy - musimy o tym pamiętać.
    Nieszczęściem jest zajmowanie się całym światem, kosztem własnej Ojczyzny. ..... "
    ___________________________________
    Zapodałam Ci Olu cytat słów Kardynała Wyszyńskiego.
    Nie wiedziałam co i w jaki sposób mam napisać. Bowiem byłam w szoku, czytając.
    Bardzo Cię szanuję i nie chciałam, jakkolwiek negatywnie odnieść się do Twojej treści i zapatrywań.
    Każdy ma prawo do własnego myślenia, pod warunkiem, że potrafi myśleć.
    Wiem, że jesteś dobrym człowiekiem i osobiście radziła bym Ci udzielać się w jakichś ochronkach, pomocy dzieciom i to tym naszym polskim dzieciom, które to też łakną cukierka i aspiryny potrzebnej w chorobach.
    Ale trzeba te dzieci odnaleźć, zadać sobie trud.
    Nie możemy osobiście decydować o tym, co jest dobre dla innych.
    Dla moich dzieci i wnuków, Twoja perspektywa widzenia naszej Ojczyzny, była by okrutnym złem.
    Z całym szacunkiem dla Twojej osoby - JESTEM NA NIE!!!!
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Albo się kompletnie różnimy, albo źle zrozumiałaś mój tekst.
      Pozdrowienia

      Usuń
    2. Chyba Pani nie zrozumiała, co chciała przekazać autorka tekstu... A na pewno jest w nim duuuża troska o dobro Ojczyzny.

      Usuń
    3. Olu, przeczytałam jeszcze raz....... i chyba źle Cię zrozumiałam. Uff.... jest mi lżej.
      A Ciebie kochana przepraszam najmocniej. Mam nadzieję, że mi wybaczysz to jedno zdanie za dużo.
      Coś opacznie do mnie dotarło i nie mogłam się pogodzić, że to właśnie Ty...... i serce waliło mi mocno.
      Ale teraz jestem spokojna. Przepraszam.

      Usuń
    4. Nie ma za co przepraszać. Cieszę się, że jednak prawidłowo odczytałaś moje intencje.
      Serdecznie Cie pozdrawiam.

      Usuń

Dziękuję Wam wszystkim za czas i komentarze!