środa, 25 marca 2015
Trochę o modzie i... ogrodzie.
Wiosna rozkręca się na całego, wszystko w przyrodzie nabiera barw, kolorowa staje się też ulica. Zajrzałam na statystyki mojego bloga, zasadnicza większość odwiedzających mnie to kobiety. Wiek? - różny, ale to chyba nie takie ważne. Temat mody dla większości z nas jest tematem całkiem miłym i wdzięcznym.
Szczerze mówiąc nie jestem ekspertem w tej dziedzinie. Lecz przyszła mi do głowy myśl, żeby podzielić się paroma refleksjami. Jestem kobietą i nie jest mi zupełnie obojętne (przeciwnie) to, jak wyglądam no i oczywiście lubię wyglądać fajnie. Fajnie - według kogo i czego? Ano według siebie, zgodnie z tym co mnie się podoba, w czym ja czuję się dobrze. Lecz jak ma się do tego cała ta m o d a, czy w ogóle musi do tego coś "mieć", a jeżeli tak, to co oznacza być kobietą modną?
Czy założenie na siebie hitu "modowego" rzeczywiście sprawia, że jestem automatycznie modna i elegancka? Nie wspominając już o kwotach, które zapewne trzeba na to nieraz przeznaczyć. Czy wobec tego luksus, by fajnie i modnie wyglądać jest rzeczywiście również dla mnie czy tylko dla wybranych? Podkreślam jeszcze raz, nie jestem ekspertem w dziedzinie mody, ale takim znowuż całkowitym ignorantem też nie, ot, jak każda przeciętna kobieta. Nie znam wszystkich nazwisk kreatorów mody, z wyjątkiem tych kilku najbardziej znanych wszystkim. Rozumiem, że moda może być pasją, sztuką i że można być w tej dziedzinie prawdziwym profesjonalistą. No i oczywiście, że może być czymś na prawdę interesującym. Jeżeli mam okazję to z przyjemnością oglądam ciekawe, inspirujące modowe zdjęcia. Lecz tak czy siak, jest to zawsze tylko miły dodatek do mojego życia, nie odwrotnie. Znana, nieco szalona i pozytywnie zakręcona londyńska projektantka z lat 70- tych dwudziestego wieku - Mary Quant (na marginesie - to ona obcięła spódnice do poziomu mini) powiedziała kiedyś, że moda to narzędzie służące do "dopełnienia" życia poza domem.
Nie mam ambicji, a tym bardziej kompetencji, żeby zostać krytykiem modowym, ale przecież trochę takiego obserwatora-krytyka jest w każdej z nas, każdej kobiecie. Bo czy nie obserwujemy innych, tego co i jak się "nosi"? Podobają nam się osoby eleganckie. Elegancja ma w sobie coś z luksusu. Ale bynajmniej nie tego w wymiarze finansowym. Ma coś z luksusu bycia sobą, nie z udawania kogoś innego i papugowania stylu innych. Bo przecież i w sposobie ubierania się można nie być sobą. Niestety, dość często gołym okiem widać ślepe podążanie za modą, więcej "nadmiaru" niż umiaru (makijaż, biżuteria, dodatki, golizna, itd.), generalnie - nadmiar braku umiarkowania. Coco Chanel mawiała, że kobieta jest zawsze zbyt wystrojona i niedostatecznie elegancka. Sama wylansowała nową koncepcję mody i luksusu, prostota, czystość formy i oszczędność. Bo luksus, twierdziła, nie polega na bogactwie i ornamentach wszelakich, lecz na byciu sobą i braku wulgarności.
Luksus bycia sobą - fajnie brzmi. Wybieram i ubieram to co ja lubię, co mnie się podoba i w czym ja dobrze się czuję. Nie naśladuję bezmyślnie trendów, "must have" nie stanowi największego pragnienia w moim życiu, tymbardziej zmartwienia, gdy staje się niemożliwym i nieosiągalnym. Jeżeli już "must have" to w kwestii zdrowego rozsądku i dystansu do "mieć"- i to w każdej ilości! A kiedy mam ochotę i czuję wenę, to przecież zawsze sama mogę trochę improwizować! Kto wie, może niechcący wylansuję "nowość"? Tylko trochę odwagi do tego potrzeba. Audrey Hupborn (najsłynniejsza propagatorka "małej czarnej"), pewnego wieczoru, tuż przed ważną imprezą totalnie poplamiła swoją sukienkę. Zamiast rwać włosy z głowy i panikować, pożyczyła od męża białą koszulę, zawiązała ją w pasie, podciągnęła rękawy i postawiła kołnierzyk. Połączyła ją z rozkloszowana spódnicą. Pewnie nawet nie przypuszczała, że kilka dni później mnóstwo kobiet będzie naśladować jej prowizoryczny strój...
Wiosna, lato, cudny czas w przyrodzie i w ....modzie. Mam nadzieję, że wrócę do modowych tematów na blogu. Póki co, myśli i serce codziennie kradnie mi mój ogród. Kradnie mi też czas! Wychodzę z domu, a tu setki ogrodowych oczu przygląda mi się niecierpliwie, wręcz z wyrzutem! "Każden jeden" krzaczek czeka na coś, czegoś potrzebuje. Lecz dzisiaj robię sobie przerwę! Ogrodowo - kloszardowe wdzianko zamieniam chwilowo na nieco ładniejszy strój (no, oczywiście subiektywnie rzecz ujmując...). Potem parę fotek i na bloga... . Za około godzinę na powrót założę swoje wielkie skórzane rękawice (żaden berberys mnie nie ukąsi, choćby bardzo chciał!), to nic, że mam w nich dłonie jak bohaterka teledysku Doktora Granata z Rudim Schubertem w roli głównej ("Wielkie dłonie"), za to kolców nie muszę z palców mozolnie wydłubywać wieczorem.
Chwilami zastanawiam się co bardziej lubię, ten roboczy luz czy elegancję, a może i jedno i drugie? Moja ulubiona Audrey rzuciła kiedyś w wywiadzie: "mogę być równie atrakcyjna zrywając jabłka albo stojąc w deszczu".
Kończąc dziś, myślę, że miło będzie wrócić do tematów mody i do - najfajniej byłoby - wspólnego poszukiwania odpowiedzi na pytanie co jest ważne w "byciu modnym" i stylowym. Jakiś czas temu natknęłam się na zdanie, że ważny jest naturalny wdzięk, że można mieć wrodzoną elegancję, co to tak na prawdę oznacza?
Częściowo odpowiedziała na to pytanie Mary Quant, stwierdziła, ze wygląd nie polega tylko na strojach, które nosimy, to również sposób w jaki się poruszamy, chodzimy, stoimy, a nawet sposób bycia i zachowania wśród innych, nasze maniery...
Dzisiaj wyruszam zrobić parę zdjęć na lotnisko, niemalże za "progiem" naszego gaju (dla mnie sentymentalne miejsce, mój synek puszczał tam w niebo pierwsze modele swoich samolotów), po drodze urocze tory kolejowe wśród pól, tam też się chwilę zatrzymamy.
Mam swoje "bziki" modowe, dzisiaj "obrzucę" się trzema naraz! Uwielbiam dżinsy, motywy kwiatowe (we wszystkim, od ubrań po torebki) i apaszki, oczywiście najchętniej jedwabne od Hermesa, lecz... cóż, innymi też się zadowalam! Dżinsy będę nosić chyba zawsze! A jeżeli ktoś mi kiedyś powie, że już nie ten wiek, że nie wypada, to odpowiem grzecznie, że mam to w "nosie". Bo tak lubię, bo tak czuję się dobrze! Po prostu, jak w piosence, I am feeling good!
Do usłyszenia wkrótce.
Pozdrawiam wszystkich!
Ola
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Bardzo mi się to nie podoba i już.
OdpowiedzUsuńNie podoba mi się, że zaniedbasz swój blog, który uwielbiam i pójdziesz sobie do ogrodu.
Od ogrodu trzeba też odpocząć, nabrać sił....... stanie się to, dzięki przebraniu w fajne ciuchy, porobieniu zdjęć.
Twój mąż na pewno pomoże (ma więcej siły) a syn porobi zdjęcia.
Tak więc myślę, że zrozumiałaś - lubię tu przychodzić i smutno mi będzie, gdy nikogo nie zastanę.
Pięknie opisałaś modę i kobiety. Całe postrzeganie Twojego świata modowego, wcielanie go w życie po swojemu, świadczy o Twojej osobowości.
A osobowość i to godną pozazdroszczenia MASZ.
Przychodzę tu nie zachęcana, przychodzę, bo lubie takie klimaty, takie postrzeganie świata, jakie ciągle zastaję u Ciebie. Bywa, że odnoszę wrażenie, że nic co ludzkie - nie jest Ci obce.
Ogród, ma prawo też odpocząć od Ciebie, on rozumie, że ja tu zaglądam i będzie mi smutno, gdy Ciebie nie będzie.
Pozdrawiam Olu (*_*)
Dziękuję Ci Tess, że zaglądasz do mnie, obiecuję się poprawić i nie zaniedbywać mojego bloga! Dziękuję Ci też za wszystkie miłe i ciepłe słowa, jest mi bardzo miło. A z ogrodem sobie poradzimy! Bardzo serdecznie Cię pozdrawiam. Do usłyszenia wkrótce :)
UsuńPrzyjemny tekst, żeby wszystkie kobiety w Pani wieku miały tyle luzu i dystansu, to świat byłby naprawdę przyjemniejszy... To smutne, że większość kobiet 50+ zamienia się w zrzędząco-mędzące stworzenia. Pani jest ich wyrzutem sumienia, ot co!
OdpowiedzUsuńTeż bywam zrzędą, poza tym nie wiem, czy to tylko przywilej tych 50+, ale faktycznie dystans do siebie jest na wagę złota, "luz' można różnie pojmować. Nie czuję się niczyim wyrzutem sumienia, bo sama nieraz mam gorsze chwile. Ale dziękuję za miłe słowa i ciepło pozdrawiam!
Usuń