piątek, 20 lutego 2015

Głosy, kamienie i tańce



Zawsze mi się wydawało, że czas, kiedy moje pociechy wyfruną z domu to będzie jedynie Czas Przede Mną. Zanim zdążyłam się zorientować i co ważniejsze - zareagować, stał się Czasem Za Mną. Któregoś dnia przyłapałam siebie na tym, że rozmawiam z nieobecnymi w domu dziećmi. Zapaliło mi się światełko ostrzegawcze i przyjazny głos zapytał: "hej, wszystko z tobą ok?" Postanowiłam coś z tym zrobić. Posprzątałam dom, pokoje i myśli. To i tamto powynosiłam, trochę przemeblowałam, poskładałam w pudełkach. Na parapecie kuchennym ustawiłam pięć zdjęć, każde w eleganckiej ramce. Jest dobrze!
Lecz któregoś poranka szykując kawę, znowu usłyszałam swój "gadający" głos, skupiłam się i dotarło do mnie, że rozmawiam ze...zdjęciami! Zgarnęłam je więc jednym szybkim ruchem i schowałam do szuflady. Załatwione. Niestety, po jakimś czasie głos znowu się odezwał, nie mój, nie jeden lecz kilka. Dobiegały z...szuflady. Tyle lat się przekrzykiwały, kłóciły, śmiały i "pyskowały", że doprawdy trudno byłoby ich nie rozpoznać. Wyjęłam zdjęcia i ponownie ustawiłam na kuchennym parapecie. Jednego dnia nic nie mówią, innym razem - dużo. Czasem nawet tracę cierpliwość, zupełnie jak jeszcze niedawno. Wczoraj szykowaliśmy sobie z mężem kolację, w c a l e nie było nam smutno, pamiętam, że nawet śmialiśmy się z czegoś, ale miny chyba jednak mieliśmy nietęgie, bo oto nagle głosy z parapetu odezwały się jednym chórem. Zupełnie, jakby rodzice strofowali swoje dzieci. "Parapetowe" oczy spojrzały na nas karcąco i zabroniły wszelkiego smutactwa oraz marudzenia. Jedna z twarzy (ta najbardziej wygadana) dorzuciła jeszcze to, co sami im od zawsze powtarzaliśmy: "i bierzcie się w garść, do roboty, solidnie..."

I wzięliśmy się. Jak już nie masz co robić, zawsze możesz sobie usypać własną, najlepiej z kamieni, górkę przed domem. Oczywiście, jeżeli masz kawałek swojego podwórka, w przeciwnym razie lepiej nie ryzykować, by ktoś niekoniecznie chętny do współpracy, za to nerwowy, nie użył ich przeciw tobie.
Mamy więc tę swoją kamienną górę i zastanawiamy się co dalej. Mamy też parę pomysłów, no i ożywiliśmy się! W najgorszym wypadku zamiast siedzieć bezczynnie, zawsze możemy sobie ją przesypać w inne miejsce. Obejrzałam kiedyś film biograficzny o Michael'u Jacksonie. Kiedy wraz z rodzeństwem zaczynał się nudzić, surowy ojciec wyganiał całą gromadkę na podwórko i kazał przerzucać kamienie i cegły z jednej "kupy" na drugą. Kiedy kolejny raz nie mieli nic ciekawego do roboty, musieli górkę przerzucać z powrotem na poprzednie miejsce. Tym sposobem nuda i melancholia nigdy biedaków, lub może szczęśliwców, nie dopadała.
Dobre wzorce warto naśladować, część kamieni już przerzuciliśmy... .

Wieczorna melancholia? Gdzie tam! Zawsze lubiliśmy z mężem tańczyć. Co prawda mieliśmy "krótką", kilkunastoletnią przerwę, wypełniły ją dwie małe, urocze dziewczynki i trzech, równie fajnych chłopczyków.... .Teraz znów mamy czas na taniec! Dla ludzi w naszym wieku nie ma zbyt wiele miejsc do potańczenia. Będąc na ostatniej (ostatniej w moim życiu!) dyskotece, pewien koleś przyglądał nam się z dezaprobatą, do dziś czuję ciepło rumieńca na policzku... . Cóż, to była pomyłka. A byliśmy przekonani, że wyglądamy tak młodo i młodzieżowo... . Nie chcąc rezygnować z tańca, obraliśmy kurs na inny lokal. I w końcu znaleźliśmy!
Średnia wieku wynosi w nim około siedemdziesięciu lat, ale jaka zabawa, ten tylko wie, kto doświadczył! Myślę sobie, jakiś cud, czy co...? Nic z tego nie rozumiem, ale znów mamy po dwadzieścia lat. Na ostatnim disco-ostatkowym, starszy, siwiuteńki i miły pan zapytał męża, czy jesteśmy studentami. T., z wrodzoną gracją i szczerością odpowiedział, że nie, że...dziadkami, dorzucił jeszcze, że oprócz piątki dzieci mamy troje wnucząt... . Babska próżność mnie mile połaskotała. Ależ młodo wyglądamy..., pomyślałam uszczęśliwiona. Wracając z parkietu, zauważyłam, że światła jakieś "ciemniejsze", po prostu kilka lampek wyłączonych. A nasz miły pan ma na nosie okulary. Nie takie zwykłe, te z "grubymi" szkłami... .

Jest poranek. Świeżo zmielona kawa fajnie pachnie. Przed oknem kuchennym wschodzi słońce i "razi" przyjemnie oczy. Przez promienie słoneczne przedziera się zarys naszej kamiennej górki. Pierwszy łyk kawy, pierwsze obrazy, zapachy, smaki, coś dla oczu i zmysłów. Dobre, poranne obietnice i nadzieje.
Nagle wzrok ześlizguje się z obrazów za oknem i zatrzymuje na kolorowych fotografiach w ramkach.
Już do ich nie gadam, no, może czasem, ale to chyba nic złego... .
Wsłuchuję się chwilę w ich szepty, uśmiecham i wychodzę w nowy dzień, jasny i przedwiosenny... .

Ciepło pozdrawiam.Ola

I jeszcze muzyczne wspomnienie - Dire Straits i wspaniały, nieśmiertelny Mark Knopfler, lata osiemdziesiąte, młodość..., słowa nie takie znów nieaktualne, przeciwnie...































12 komentarzy:

  1. Przypomniałaś mi podobny epizod z mojego życia - byłam w swoim mieszkaniu, już nie domu, gdzie wychowały się moje dzieci. Okno było otwarte, świeciło mocne słońce - gdy nagle usłyszałam głosy swoich małych dzieci bawiących się pod blokiem, (tam wtedy mieszkałam) i już chciałam krzyknąć do nich po imieniu, by wracały już do domu. W ostatniej chwili zeszłam na ziemię i...... zaczęłam płakać. Polały się wtedy łzy, ale to było jedyny raz.
    Nie trzymam na wierzchu zdjęć, tak jest lepiej.
    Dziś jestem tysiące kilometrów od nich i oni chyba nie tęsknią za mną, no może poza wyjątkiem jednego dziecka.
    Mam ich dwójkę.
    Ech Olu..... rozrywasz mój świat od nowa...... nostalgią napawasz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nieważne czy zdjęcia na wierzchu czy nie, dzieci zawsze są w sercu,my - mamy już tak "mamy".Pozdrawiam Cię ciepło, dziekuję za miłe słowa, również te poniżej i wszystkiego dobrego!

      Usuń
  2. Teraz już inny temat - piękny szlafrokowy płaszcz, już nie pytam nawet skąd go masz. żapewne odpowiedziała byś, że gdzieś tam z czeluści Twoich przepastnych szaf.
    Marzy mi się taki. Ty wyglądasz dziś cudownie....tak, jak ja lubię. Świetna stylizacja.
    Pozdrawiam. Bardzo lubię Twoje posty.
    Tess.

    OdpowiedzUsuń
  3. To znaczyłoby, że zaczynamy się starzeć, gdy zostajemy sami, bez dzieciaków. Na szczęście nasi są jeszcze z nami... :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bywa, że starzejemy się razem z pociechą (ami) pod jednym dachem :), nie wiem gdzie jest początek starzenia się, z czasem jednak bardziej doceniam to, co minęło i chętnie wracam do miłych wspomnień. Pozdrowienia!

      Usuń
  4. Mamo, wyglądasz pięknie i tak młodo.
    Sam tekst jak zwykle mnie wzruszył, postaram się mniej gadać z szuflady.
    <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Olu, syndrom opuszczonego gniazda nas nie dopada!! Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak milo,ze zajrzalas Bozenko! Cieplo Cie pozdrawiam.

      Usuń
  6. Oluś , Brothers in Arms , to mój rok 1981 , kiedy w wakacje pojechałam do Anglii i tą płytę kupiłam. Wszyscy znajomi tam i moja rodzina namawiali , żeby już tu nie wracać , wtedy nie byłybyśmy koleżankami z tego samego <LO.A ja tym bardziej chciałam wrócić .Dzisiaj , myślę , że to był błąd, Ale pewnie nic potem innego , lub takiego samego by się nie zdarzyło, Nie wiem ……..Tak naprawdę , to mało mamy wpływu na to , co się dzieje , tak na,m się tylko wydaje. Dobrze , jak się dzieje dobrze , jak niedobrze , to trochę niedobrze, bo jak z tym żyć ????
    U mnie bez zmian , a zazdroszczę ci , że możesz sobie ze swobodą pisać o przeszłości , w końcu trochę za sobą macie.
    Gosia T

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło Małgosiu, że zajrzałaś. Wszyscy w klasie zazdrościliśmy Ci tej Anglii wtedy.Pamiętam, przywiozłaś pamiątkową monetę ze ślubu Lady Di i Karola,widziałaś ten ich bajkowy orszak, a wszystko to z muzyką Marka Knopflera w tle....Fajnie powspominać.Buziaki!

      Usuń
    2. No, i jeszcze zapomniałam dopisać, ja tam się cieszę że wróciłaś! :)

      Usuń

Dziękuję Wam wszystkim za czas i komentarze!