poniedziałek, 9 lutego 2015
Ach, te narty...
Parę dni temu "wypadliśmy" z mężem na chwilę na narty w nasze piękne góry. Po dwuletniej nieobecności na stoku musieliśmy odświeżyć nieco technikę i zmusić ociężałe ciało do wysiłku (przynajmniej ja!). Było super! Amatorów białego szaleństwa całe mnóstwo! I równie mnóstwo technik, sposobów jazdy na nartach i ekspertów od śnieżnych akrobacji. Moje oczy sporo już widziały na stoku, sama też co nieco doświadczyłam. Wracając, postanowiłam podzielić się kilkoma cennymi, jak sądzę, radami w kwestii technik narciarskich. Bo zawsze jest lepiej zjeżdżać ze stoku na swoich nartach niż skuterem śnieżnym - w dodatku nie swoim i nie siedząc dumnie w nim, lecz leżąc na noszach za nim (profesjonalna nazwa - tobogan, jak kto woli)
W portalu narciarskim jest napisane, że podczas jazdy na nartach pokonujesz następujące kroki:
1. obycie ze sprzętem
2. nauka jazdy płużnej
3. nauka skrętów
4. przejście do jazdy równoległej
Tak więc odnośnie punktu pierwszego, czyli:
ad 1.
Obycie ze sprzętem powinno nastąpić co najmniej kilka dni przed wyjazdem. Opieramy narty i kijki o ścianę w najbardziej widocznym miejscu w domu. Obok kładziemy buty, kask i gogle. Chodzi o to, żeby możliwie jak najczęściej przyglądać się swojemu sprzętowi i poznać go wzrokowo w najdrobniejszych detalach. Szczególnie solidnie należy" wpatrzeć" się we wzór i kolor na nartach. Jest to bardzo praktyczne, a właściwie niezbędne, zwłaszcza, gdy opuszczając schronisko, będąc po "grzańcu", musimy odnaleźć swoje narty pośród setek innych (zdj. 1). W przeciwnym wypadku, czyli jeżeli dobrze nie rozpoznamy swoich nart, może się zdarzyć, że będziemy musieli poczekać na moment aż wszyscy użytkownicy stoku zabiorą swój sprzęt. Ostatni, który pozostanie - będzie nasz! Też dobrze, ale szkoda straconego dnia!
ad 2.
Nauka jazdy płużnej, czyli tzw. "pług" polega na tym, że szeroko rozstawiamy tyły nart przy jednoczesnym utrzymywaniu dziobów blisko siebie (lecz nie na sobie, to ważne!). W ten sposób zwiększamy opór jazdy i hamujemy (zdj.2 ). A gdy już zahamujemy, podziwiamy widoki i innych narciarzy. Tak więc, wspomniany "pług" służy zahamowaniu. Istnieje również drugi "pług", tzw. "antypług". Polega on na tym, że postępujemy dokładnie odwrotnie niż w "pługu" pierwszym.
A więc: szeroko rozstawiamy (idealnie, jak jesteśmy mocno i solidnie rozciągnięci) dzioby nart (zdj.3 ) przy jednoczesnym utrzymywaniu tyłów blisko siebie. O ile pierwszy "pług" służy zahamowaniu własnemu, o tyle ten drugi służy zahamowaniu innego narciarza, który nieroztropnie rozpędził się na stoku i tym samym znalazł w tarapatach. Stajemy na wprost niego i ..."łapiemy" go.
ad 3.
W kwestii skrętów, istnieje kilka teorii. Skręt płużny to po prostu "pług", który wykonujemy skręcając. Tułów idzie w prawo lub w lewo, trzeciej opcji nie ma. Niedobrze, jeżeli skręt płużny staje się sposobem na zjechanie ze stoku. Zjeżdżając w ten sposób obserwujesz tylko czubki swoich nart, nie rozwijasz żadnej prędkości, no i blokujesz trasę innym. Potem, pytany przez znajomych, nie jesteś w stanie odpowiedzieć nawet na proste pytanie, czy dużo osób było na stoku. Po prostu tego nie wiesz, widziałeś tylko czubki swoich nart! A i przyjemności masz tak mało, że aż szkoda fatygi.
Jest też inny sposób skręcania, trochę ryzykowny, ale ciekawy. Odkryła go jakiś czas temu jedna z moich córek. Będąc wytrawnym narciarzem poczuła się jednocześnie znudzonym narciarzem i wymyśliła technikę, w której nie narty, lecz kijki grają pierwsze skrzypce. To one decydują o kierunku jazdy i o tym, gdzie skręcasz. Są takim swoistym azymutem narciarskim. Chodzi o to, by trzymać kije na wyciągniętych rękach i wskazywać sobie nimi kierunek jazdy(zdj.4). Dobrze jest, żeby pokrywał się on z czubkami nart. Gdy kijki ustawiamy w pozycji bocznej (zdj.5,6 ), może nastąpić konflikt interesów kijów i nart, który w konsekwencji dotknie i nas. Istnieje ryzyko, że w takiej sytuacji azymut "narciarski" zamieni się w azymut "astronomiczny", który jest jedną ze współrzędnych w układzie współrzędnych horyzontalnych na sferze niebieskiej, tam też ostatecznie docieramy czy tego chcemy, czy nie.
ad 4.
Przejście do jazdy równoległej to już wyższa "jazda" i dotyczy tych, którzy opanowali wcześniejsze techniki. W jej skrajnych przypadkach przechodzisz w jazdę "metafizyczną". Polega ona na tym, że odstawiasz kije, kask i gogle, zostawiasz tylko buty i narty (no i ubranie, rzecz jasna, chyba, że decydujesz inaczej). Rozpuszczasz włosy, jeżeli są długie, to tym lepiej. Rozstawiasz szeroko ręce, patrzysz w bliżej nieokreślonym kierunku, jakby "ponad" i zapominasz o Bożym świecie(zdj.7,wersja w kasku). O niczym nie myślisz, nic cię nie interesuje. Prujesz tak na krechę i czujesz wiatr we włosach, oczach, uszach, nosie, portkach, a nawet płucach. I tu uwaga!
Możesz mieć problem z zatrzymaniem się. W tym miejscu w sukurs przychodzi ostatnia technika, o której chcę wspomnieć. Dotyczy ogólnie technik hamowania, nie ma jej jeszcze w żadnych podręcznikach, to nowość. Nazywana jest techniką "kopca śnieżnego". Polega na tym, że, aby się zatrzymać musisz wypatrzyć duży (wskazany nawet bardzo duży) kopiec śnieżny. Zbliżając się do niego unosisz jedną nartę do tyłu (zdj.8 ), następnie będąc już bardzo blisko, unosisz tę nartę jeszcze wyżej, równocześnie schylając głowę i ustawiając ją prostopadle do ściany kopca (zdj.9,10), wtedy gładko wbijasz się w śnieg nie robiąc sobie krzywdy, no i hamujesz wreszcie. Musisz tylko pamiętać o uniesieniu nogi z nartą, bo to głównie ona zatrzymuje cię w kopcu.
W przeciwnym wypadku istnieje ryzyko, że zrobisz w nim tunel i pojedziesz dalej w nieznane.
Kiedy już wszystko opanujesz, możesz spróbować bodycarvingu czyli kładzenia się na śniegu w skręcie, inni wtedy myślą, że nie umiesz jeździć i dlatego się kładziesz, natomiast ty to robisz, bo właśnie umiesz jeździć! Możesz również opanować tzw. skręt-śmig. Jest trudny do zaobserwowania, tak szybki, że nikt go nigdy nie widział. Jesteś niewidoczny dla innych i masz wielką frajdę! Jest jeszcze jazda na jednej narcie ( przydatna zwłaszcza, kiedy drugą zostawisz w kopcu), jazda tyłem (dość droga - dla tych z wmontowanym GPS-em w kasku), można też przejść do skoków, ale to już inna bajka... .
Przed użyciem i zastosowaniem wyżej wymienionych technik zapoznaj się z treścią ulotki dołączonej do opakowania z nartami bądź skontaktuj się ze specjalistą, gdyż sprzęt niewłaściwie użyty i zastosowany zagraża twojemu życiu lub zdrowiu i niechybnie prowadzi do kontaktu z lekarzem (co może na to samo wyjść, więc lepiej nie ryzykować!).
Patrzę sobie na nasze piękne góry, siedzę na tarasie schroniska w promieniach słonecznych i przy dźwiękach "na okrągło" puszczanej piosenki "Wszystko jedno", obserwuję narciarzy i popijam korzennego grzańca. Jest fajnie! Ach, te narty...
Pozdrawiam wszystkich ciepło, oczywiście również narciarzy, tych początkujących i ...mistrzów!
Ola
Ps. Dziękuję mężowi za prezentację pewnych technik, bez nich opis nie byłby taki czytelny i jasny!
zdj.1
zdj.2
zdj.3
zdj.4
zdj.5
zdj.6
zdj.7
zdj.8
zdj.9
zdj.10
Przesyłam też parę zdjęć z pięknymi widokami naszych gór
-
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Super Mamus! Zazdroszcze! Uśmialem sie I z rad skorzystam! K.
OdpowiedzUsuńDzięki Kubuś. Koniecznie skorzystaj! :)
UsuńAd.4, zdj.9 i 10: w którą stronę i w ilu miejscach łamie się noga przy tym sposobie hamowania? :-D
OdpowiedzUsuńZależy na ile prawidłowo wykonasz zadanie :) Pozdrowienia!
Usuńmamooooooo, wypassssss!!!! :))))
OdpowiedzUsuńHa,ha, dzięki :)
UsuńPani Aleksandro, cudowny wpis i piękne zdjęcia! Skorzystam z rad przy najbliższej okazji :) Pozdrawiam, Alicja
OdpowiedzUsuńDziękuję Alicja, pozdrawiam Cię ciepło!
Usuńbawcie się wspaniale !
OdpowiedzUsuńb. :)
Niestety, już wróciliśmy, byliśmy tylko dwa dni, ale i tak było super. Pozdrowienia!
UsuńNie umiem i jakoś nigdy nie miałam parcia na ten sport.
OdpowiedzUsuńWidoki piękne, pozdrawiam Olu.
Znowu się poryczałam, ale tym razem ze śmiechu!
OdpowiedzUsuńBoski wpis mamu!
Hahahaha, nie moge przestać się śmiać, mistrzostwo!
OdpowiedzUsuń