wtorek, 9 września 2014

Odloty i przyloty



Z wyglądu przypominał mi Woody Allena. Niski, niepozorny, w okularach. Nie wyglądał na swoje siedemdziesiąt pięć lat. Gdy go pierwszy raz zobaczyłam, spacerował ze swoją żoną, szli pod rękę, ona właściwie człapała obok niego z pustym, nieobecnym spojrzeniem. Miała delikatne rysy twarzy i śliczne włosy, siwe lecz gęste, związane nieporadnie gumką w mały kucyk. Była kiedyś bardzo ładna, pomyślałam. A potem przestali spacerować. Widziałam, jak pochylał się nad jej łóżkiem i masował zanikające mięśnie nóg. Mijaliśmy się często w korytarzu. Niekiedy wymienialiśmy uśmiechy szybkie, trochę spłoszone, jakby wstydliwe. Szczerze mówiąc, intrygował mnie, ciekawił. Już z daleka dostrzegałam jego filigranową sylwetkę i energiczny krok. No i te oczy. W jego spojrzeniu było coś trudnego do zdefiniowania, lecz przyciągającego. Jakaś mieszanina hardości, przekory, ale i nieobecnego zamyślenia, radości i smutku w jednym. Zadawałam sobie pytanie co to jest, ale nie miałam odpowiedzi. Szedł zawsze z głową wysoko uniesioną, co w połączeniu z tym odważnym wzrokiem dawało wrażenie wyzwania. Tak, właśnie tak, jakby rzucał wyzwanie. Ale komu i czemu i po co? Znów nie miałam odpowiedzi. Muszę przyznać, nieraz nazbyt wścibsko spoglądałam w ich stronę, przechodząc obok pokoju, w którym spędzał tyle czasu. Pochylał się nad nią i szeptał coś czule. Karmił przygotowanymi "papkami". "Wie pani, ona potrzebuje teraz dużo witamin, więc miksuję wszystkie te warzywa z naszego ogrodu, są zdrowe, chemią niepryskane. Karmię ją teraz przez rurkę, bo ciężko jej przełykać". Pochylił się czule, wycierając krople potu na jej czole. "Sikorka moja kochana", szepnął, właśnie tak ją nazywał. Któregoś ranka przechodząc, zobaczyłam, jak przybija jakiś obrazek do ściany. Zaprosił mnie skinieniem głowy. "To pamiątka naszego ślubu". Uśmiechnięte, młode twarze spojrzały na mnie ze zdjęcia. "Wie pani, za tydzień nasza pięćdziesiąta rocznica. Chcę, żeby tu pięknie było, już czekam na ten dzień!" Gdzieś podświadomie i ja czekałam. Wieczorem, ociągając się, odchodził. Zostawała wtedy z kroplówkami, zastrzykami, kabelkami wszelkimi. Rankiem już był. I tak od dwudziestu lat... .

Tego dnia przyszedł w swoim podniszczonym garniturze, wypolerowane łokcie i spodnie w kant. Lśniąca koszula i krawat. Wydawał się wyższy, przystojniejszy. W rękach wielki bukiet kwiatów. Dzieci już czekały. Nie było czasu na rozmowę, nieco poddenerwowany rzucił mi tylko, "wie pani, tak czekałem...". Zawsze otwarte drzwi, dzisiaj zamknął, zupełnie jakby chciał odgrodzić się od świata całego... .

Był jesienny, trochę mglisty dzień. Słońce wierciło dziurę w chmurach, by ogrzać chodniki, drzewa, twarze. Wspaniałomyślnie, jeszcze trochę ciepła swojego użyczyć przed zimą długą. Spotkaliśmy się na ulicy. Dawno go nie widziałam. Z daleka rozpoznałam znajomą sylwetkę. Trochę zmizerniał, zeszczuplał. Tylko oczy - bez zmian. Uśmiechnął się do mnie ciepło. "Wie pani, jaki piękny ten cmentarz, cały w liściach złotych, tylko sprzątania trochę dużo. Udał nam się ten koniec października, prawda? A u pani co słychać?" Patrzę w te oczy. Hardość, której nigdy nie rozumiałam, radość, której nie pojmuję i żar, który wciąga, dziwnie rozgrzewa. I nagle mam odpowiedź. To oczekiwanie. On czeka! Bez taniego sentymentalizmu, zbędnych słów, skarg i wyrzutów. To czekanie go upiększa, ubogaca, niewidzialnych skrzydeł dodaje. Jest przepełnione wiarą jakąś niepojętą i nadzieją. Tak, on wie. To nic, że lato odchodzi. Prosto, zupełnie, jak w piosence, z ptakami odchodzi. Lecz część nigdy nie odlatuje, wśród nich sikorki, wierne towarzyszki zimy. A i te, co odlatują, wracają przecież. Stoi przede mną mały, niepozorny i kolejny raz mnie zawstydza... . Jak to, tylko tyle? On już dawno odkrył swoją małą, wielką prawdę. Patrzę w jego oczy bez słowa i jakbym przez mgłę słyszała, to lisek wdzięczny mówi do małego księcia: "Gdy będziesz miał przyjść o czwartej po południu, już od trzeciej zacznę odczuwać radość. Im bardziej czas będzie posuwać się naprzód, tym bardziej będę szczęśliwy. O czwartej będę podniecony i zaniepokojony, i poznam cenę szczęścia...".


Lato odchodzi z ptakami, kwiatami, zapachami, ale przecież zawsze wraca. Wszystkim zasmuconym, zniechęconym nadchodzącą jesienią, zimą. W czekaniu jest coś magicznego, obiecującego, radosnego i pożytecznego. I na pocieszenie. Są tacy, którzy dwadzieścia lat i dłużej czekają... .
Pozdrawiam jesiennie, ciepło. Ola

























Lato witałam na moim blogu w sukience w kwiaty, żegnam w spódnicy, też w kwiaty. Firma: Laura Ashley, moja ulubiona.

33 komentarze:

  1. Cudny cudny tekst. Jestem facetem prawie nigdy nie płaczę, teraz poleciały mi lzy.

    OdpowiedzUsuń
  2. Mamo, przepiękny wpis!! Przepiękny!

    OdpowiedzUsuń
  3. tekst o jesieni a ja czytając myślę jak fantastycznie zobaczyć w nim spełnioną kobietę.

    OdpowiedzUsuń
  4. Niesamowite! Ileż w Pani jest wrażliwości. Jestem urzeczona. Będę wracac ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mi miło! Oczywiście zapraszam i dziękuję!

      Usuń
  5. Wspaniała uroda, wspaniałe pioro!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Za dużo komplementów, aż nie wiem co odpowiedzieć.Dziękuję i pozdrawiam!

      Usuń
  6. jak miło czyta się tego bloga.... niesamowite :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Zazdroszcze kobietom ktore tak pieknie piszą:) pozdr

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niekiedy warto samemu spróbować! Dziękuję i pozdrawiam ciepło.

      Usuń
  8. cudowny blog!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem co odpowiedzieć, dziękuję, bardzo mi miło i ciepło pozdrawiam!

      Usuń
  9. Piękny tekst i piękna kobieta. Teraz wiem po kim ma talent do pisania Sara.Serdecznie pozdrawiam.
    http://balakier-style.pl/.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! Bardzo mi miło! Serdecznie pozdrawiam i mam nadzieję, że urlop się udał! :)

      Usuń
  10. Mamo, niesamowity tekst. Dla mnie wyjątkowy, w obecnej sytuacji szczególnie...
    A ostatnie zdjęcie chce do ramki sobie wstawić!:) K.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki synku, nie ma sprawy! Ja sama wpakuję się do tej ramki dla Ciebie! Uściski.

      Usuń
  11. chciałabym czytac Pani książki w długie zimowe wieczory:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podpisuję się pod tym! Wspaniałe ma pani pióro

      Usuń
    2. Dziękuję, te komentarze są na prawdę miłe i wzruszające! Pozdrawiam.

      Usuń
    3. I ja też się pod tym podpisuję. Zawsze z niecierpliwością czekam na kolejny wpis i kolejną opowieść. Piękny tekst bardzo wzruszający. O przemijaniu, a jednocześnie o nadziei.
      Pozdrawiam.

      Usuń
  12. Ola.... podpisuję się pod każdym dobrym słowem, które inni już tu Tobie napisali. Pięknie :) i piszesz i wyglądasz :)
    pozdrawiam Was wszystkich bardzo serdecznie,
    basia w.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki Basiu, pozdrawiam całą Waszą rodzinkę!

      Usuń
  13. Dla mnie najciekawsze to zdjęcie 5 od końca ,gdy wpatrzona w niebo żegnasz wzrokiem... 'odlatujące ptaki....'Piękny ,pełen refleksji tekst..Jola

    OdpowiedzUsuń
  14. Piękna historia.

    "Niech mówią, że to nie jest miłość..."

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, że zajrzałaś Ewa, miło bardzo. Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
  15. Wzruszający tekst, piękna miłość ! a Ty no cóż jesteś słońcem w tym ogrodzie.....Czekam z niecierpliwością na kolejny wpis!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bożenko,dziękuję Ci za wszystkie dobre słowa i bardzo serdecznie Cię pozdrawiam!

      Usuń

Dziękuję Wam wszystkim za czas i komentarze!