czwartek, 10 lipca 2014
Krótka historyjka z jaśminem w tle...
W moim gaju rośnie jaśmin, doświadczył kilku przygód w swoim żywocie. Najpierw rósł nie tam gdzie chciał i choć był przepiękny nikt go nie oglądał, ukryty dla oczu innych, a i widoki miał kiepskie. Dookoła nuda, chwasty i znowu nuda. I tak mizernie mu czas upływał. Aż w końcu zlitowano się nad nim i przesadzono go. Nie wypada zrzędzić. Na nowym miejscu dzieje się! O nudzie nie ma mowy, widoki fajne, a i towarzystwo doborowe całkiem wokół. No, może z wyjątkiem kilku dumnych berberysów, niekiedy całkiem mocno wbijających kolczaste palce w delikatne jaśminowe gałązki, niby to pod pozorem braku miejsca. Ale czy inni mają lepiej? Na przykład ta sąsiadka hortensja, jaka ona piękna, radosna, dumna i miła równocześnie. A i jej berberys daje się nieraz we znaki. Jak ona to robi, myślał jaśmin. Biedak, z każdym dniem stawał się coraz bardziej rachityczny, małomówny, jakiś taki wycofany, osowiały. Aż w końcu całkiem się zapuścił. "Co z nim?" - pytały stokrotki, malutkie, całkiem maleńkie, ale jaka ich siła! Tysiące u stóp jaśminu. Platonicznie zakochane w przystojnym, wysokim i smutnym krzewie.
Cóż, próżne ich starania i prężenie się, na nic strojenie się w czerwienie, róże, biele, purpury, na nic uśmiechanie się i gapienie nieustanne na obiekt swojej miłości...
I tak sobie jaśmin podupadł na zdrowiu, że zdawało się, że nie ma już ratunku dla biedaka. Idzie jesień, podzieli los innych suchych gałęzi i ogrodowych "przeszkadzaczy". Uproszono ogrodnika, żeby jeszcze choć trochę, choć do wiosny, tej najbliższej. Jak przezimuje, przetrwa - się zobaczy.
Jeszcze się wiosna nie rozpoczęła, nie rozkręciła na dobre, a jaśmin... .W długie zimowe dnie i noce naszły go wspominki, myśli filozoficzne o życiu i sensie i takie tam inne retrospekcje... . Pomyślał, głupek ze mnie, tak zmarniałem, tak się zapuściłem, nie może to być!
Jak wystrzelił, wypiękniał, a ten zapach wokół! Gapi się, rozgląda i co widzi? Morze, ba, oceany stokrotek u stóp jego. A jakie piękne wszystkie! Zalotnie je obsypał bielą swoich pachnących płatków. Puścił oko do hortensji, uśmiechnął się szczęśliwy... .
I tylko berberys obok miał głupią minę. Ale jaśmin już tego nie widział.
To taka krótka, nie koniecznie poetycka i nie koniecznie tylko dla moich wnuków, bajko - impresja o jaśminie z mojego, a jakżeby inaczej, gaju.
Pozdrowienia.Ola
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Piekna!!!!
OdpowiedzUsuńNo to już się trochę wyjaśniło po kim Miss Ferreira taka piękna i utalentowana!
OdpowiedzUsuńJest Pani fantastyczna, niewiarygodne, że ma Pani wnuki.
Od dziś jestem Pani fanką i czytelniczką, pozdrawim serdecznie.
Magda
Dziękuję bardzo! Ale to ja czerpię inspiracje z mojej córki Saruni,Choć rzadko piszę jej komentarze, jestem jej największym fanem. Trochę mi głupio, bo dzięki jej wpisowi, mimowolnie spływa na mnie trochę "śmietanki" z tego co ona już dokonała, a to ja sama powinnam sobie coś wypracować...Jeszcze raz dzięki za te miłe słowa i ciepło pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńtak sobie myślę i myślę gdzie to jest w tym Motyczu, w końcu niby moje rejony, ale chyba nie wpadnę na to ;) Pozdrawiam trochę dalszą, ale jednak prawie sąsiadkę :-D powodzenia w blogosferze! :)
OdpowiedzUsuńA więc możliwe, że spotkamy się któregoś dnia w tym naszym Motyczu, również przesyłam sąsiedzkie pozdrowienia.
UsuńPani Olu, córka pozwoliła nam tylko poznać pani osobę :) A pochwały bez sa konieczne !!!
OdpowiedzUsuńPs. To jaśminowiec nie jaśmin;)
OdpowiedzUsuńNo tak, faktycznie,dziękuję za poprawkę i miłe słowa.A tak pół żartem, pół serio, pognam zaraz do naszego jaśminowca i też mu o tym powiem:)
Usuńniemal poczułam jego kuszący zapach...
OdpowiedzUsuńPięknie opisane.A taką piękną mamę ,babcię chciałby mieć każdy :-)
OdpowiedzUsuńPrzepięknie zdjęcia! :) Córka je robiła?
OdpowiedzUsuńZdjęcia robił mi mąż :-).Pozdrawiam.
UsuńA juz miałam pisać, że ogarnęło cie lenistwo i nie doczekam sie nastepnej porcji pięknych zdjęć i przemysleń a tu niespodzianka! Dziękuje
OdpowiedzUsuń