środa, 4 listopada 2015

Słowami malowane



Gdy zajrzałam do pokoju, lekko drzemała. Zatrzymałam się niepewnie w drzwiach nie chcąc jej z tej spokojnej drzemki wyrwać, ale w tym samym momencie otworzyła oczy i natychmiast, zresztą jak zawsze, uśmiechnęła się do mnie. Zdjęłam płaszcz i usiadłam obok niej na krześle.
"Opowiedz mi o tej jesieni", poprosiła. Więc mówiłam, a raczej próbowałam "malować" słowami, jaki ładny jest świat za oknem. Drzewa i krzewy obłędnie kolorowe, jakby wszystkie te barwy skradły letnim kwiatom, które nieświadome niczego poszły już w sen zimowy.
"Liście pewnie jeszcze nie zebrane. Lubię ich zapach i jak szeleszczą pod stopami. Zrobisz mi bukiet z liści?", zapytała z uśmiechem, a na jej pomarszczonych policzkach pojawiły się dwa dołeczki. I kontynuowała: "Mówiłam ci już, moja znajoma robi takie ładne bukiety i wieńce na Wszystkich Świętych. W tym roku wszystkie sprzedała, tak się ludziom podobały, a i ona nie zmarzła stojąc na targu. Zwykle jest tak zimno, że musi to odchorować. Oj, jak dobrze dla niej, że taki ciepły ten koniec października". Wiem, również ją znam, zrywa kwiaty jeszcze w lecie i suszy. Jest w tym mistrzynią, listek nie spada i kolor nie blaknie, nawet zapach intensywny, jakby na zawsze zaklęty w dawno przeszłych letnich płatkach.
Zerkamy w stronę okna, niebo błękitne, zupełnie jak w lecie, a to już listopad przecież. Jeszcze niedawno za tym oknem można było obserwować wysoką wierzbę i jej kołyszące się na wietrze gałęzie. Jedno spojrzenie i Salomea wiedziała, czy dzień ładny czy burzliwy i niespokojny. W wietrzne dni długie gałązki wierzby prawie uderzały w okno. I właśnie dlatego ją ścięli.
Kiedyś obserwowała też gołębie. Lubiła, jak siadały na parapecie i gruchały. W lecie, gdy okienny lufcik bywał uchylony, wsłuchiwała się w ich "rozmowy". Rzuciła kiedyś, że choć na chwilę chciałaby uwolnić się od kleszczy swojego miejsca i pofrunąć między gałęzie drzew, które tak lubi.
"Już nie przylatują", Salomea mówi smutno. Przyglądam się i widzę przyczynę, z parapetu wyrastają długie na kilkanaście centymetrów szpikulce.
Wierci się z tej niewygody, próbuje zmienić nieco swoją odwieczną siedzącą pozycję, a ja nieporadnie próbuję pomóc. Dzisiaj jakoś dziwnie zamyślona i nawet uśmiecha się trochę mniej niż zwykle.
"Wiesz, czuję, że życie ze mnie powoli ucieka" mówi bez dramatyzmu. "Ledwie sięgnę poduszki i już słabnę..." Choć prawie nigdy się nie skarży, dzisiaj w jej głosie wyczuwam nutę żalu, czy może tęsknotę, trudno powiedzieć. "Siedzę tak od 1979 roku, to ile już lat?" Liczę głośno - 36...
"Przez tyle lat moje stopy nie dotknęły ziemi..." Tak, wiem, w wieku czterdziestu lat zachorowała na gościec, a po pięciu kolejnych "usiadła" i do dziś już tak... . "Ale to przecież nie od tańczenia tak mi się zrobiło, Bóg to wie, prawda?", mówi do mnie cicho. Urodziła się na wsi, nigdy niczego nie było za wiele, no, może oprócz pracy. Nigdy się nie przelewało. Ciężko pracowała w gospodarstwie i w polu. U siebie i u innych. Mała, raczej drobna, delikatna wręcz. Młodo wyszła za mąż. Pierwszego synka urodziła na początku czerwca, a w maju jeszcze sadziła ziemniaki. Płakała i truchlała ze strachu, że może krzywdę dziecku zrobiła. Ale przecież trzeba było te ziemniaki sadzić...A potem po dwudziestu sześciu latach musiała tak okrutnie nagle go pożegnać...
Znam wiele szczegółów z jej życia wypełnionego po same brzegi trudem i bólem, a jednak tak często się uśmiecha i nie skarży... W tym kruchym, złamanym wpół ciele mieszka lubiący ludzi, piękny i wolny duch. I nie, żeby nigdy nie bywała smutna, bo przecież widzę, że czasem bywa. Chyba chodzi o ten jej spokój płynący w wnętrza, o zgodę na to co jest, a może raczej brak buntu z powodu tego czego los jej nie dał i co zabrał. Nie może zmienić swojej sytuacji życiowej, więc głęboko w sercu ją przyjmuje i akceptuje...

"Twój ogród musi cudownie wyglądać i warzywo pewnie już wykopane", mówiąc to patrzy trochę nieobecnym wzrokiem za okno, jakby ten kawałek nieba zamienił się na krótką chwilę w kinowy ekran, a na nim obrazy z naszego ogrodu. Była w nim nie raz, jeszcze kiedy przenoszenie na wózek było możliwe i nie sprawiało tyle bólu. "Tak, jest piękny Salciu". I opowiadam o pomarańczowych brzozach, czerwonych berberysach, bordowych dębach, ognistych klonach i bladożółtych wierzbach. O cebulkach tulipanów i krokusów, które wczoraj sadziłam, no i o warzywie wykopanym tej jesieni długo po "świętej Teresie". Pyta nawet o mojego nowego, małego kotka, więc opowiadam jak poluje w jesiennej trawie. Chłonie moje słowa, zapatrzona jak w najprawdziwszy ekran i na film, w którym ja jestem narratorem, a którego ona najwdzięczniejszym widzem. I choć przymyka oczy, daję głowę, że dokładnie widzi obrazy, czuje ogrodowe zapachy, a nawet słyszy odgłos szeleszczących liści, które pewnego dnia znów prawdziwie poczuje pod stopami.

Żegnamy się. To do następnego razu. Odwracam się w drzwiach i jak zawsze macham ręką na pożegnanie. "Tylko nie zapomnij" woła.
Patrzę, nie do końca rozumiejąc. "No, o tym bukiecie liści..." i uśmiecha się po swojemu, ciepło i uroczo.

Niekiedy, mając Salomeę przed oczami przychodzi mi na myśl refleksja co oznacza prawdziwie doceniać życie, a wraz z nim to, co ono przynosi, nawet kiedy nie jest lekko i przyjemnie. I wydaje mi się, że ona uwięziona w tych swoich czterech ścianach, w skorupie swojego obolałego drobnego ciała i potrafiąca cieszyć się każdą chwilą, bywa czasami bardziej wolna niż ja w tym moim wielkim - małym świecie...

Pozdrawiam wszystkich. Ola





































2 komentarze:

  1. smutna opowieść ale dająca przysłowiowego kopa do tego żeby w każdej sytuacji dostrzegać piękno- piękno natury, piękno w drugim człowieku, piękno chwili itd. Pani ogród nieustannie mnie zachwyca:). Tydzień temu poświęciłam całą sobotę i wraz z mężem i dwójką moich dzieciaków pracowaliśmy przy naszej rabatce ( dowieźliśmy ziemi, ogrodziliśmy i posadziłam nowe cebulki kwiatowe) - frajda niesamowita dla całej naszej czwórki:). pozdrawiam ciepło.Kamila

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miłe słowa, również w imieniu mojego ogródka ;). Jesienne prace na rabatce na pewno super się odwdzięczą wiosną. Serdecznie pozdrawiam całą czwórkę!

      Usuń

Dziękuję Wam wszystkim za czas i komentarze!