wtorek, 20 października 2015

Wyklęty czyli zaklęty w niepamięć...



"Kochana Zosieńko, chciałem i do Ciebie napisać wierszem, ale brakuje mi czasu. Mogłabyś i Ty coś napisać do mnie. Podobno masz ładny ogródek i wiele w nim pracujesz. Uważaj tylko na zdrowie bo zaziębiłaś się niepotrzebnie i kaszlesz, a to dla Ciebie może być niebezpieczne - więc nie lataj tak jak motylek tylko rób wszystko wolniej i odpoczywaj więcej. Całuję Cię."
A w innym liście: "...bardzo się cieszę, że jesteś taką gosposią i lubisz różne zwierzątka hodować, jak również plantować wszelkie roślinki w ogrodzie. Ja również lubię każdego robaczka, żuczka, groszek i fasolkę i wszystko co żyje..."
To fragmenty listów do córeczki Zosi pisanych przez jej tatę - Witolda Pileckego, człowieka niezwykle ciepłego, wrażliwego, dobrego, takiego, o których mówi się, że mają piękną duszę. Zawsze starał się swój strach, smutek ukryć wewnątrz siebie. I tym razem, w tych listach tak było. Listach pisanych tuż po ucieczce z Auschwitz, kiedy wiedział już jakiego rodzaju zło może dotknąć każdego. W końcu po to się tam znalazł..., żeby świat się dowiedział.

Nie wiem dlaczego tak się dzieje, że ludzie typu Pilecki i jemu podobni "cieszą się" stosunkowo niewielkim zainteresowaniem. Bywa, że pewnego rodzaju "pompa" przesłania ich sylwetki. To niesprawiedliwość, która dotyka wielu wspaniałych ludzi - bohaterów. Sama muszę uczciwie przyznać, że nigdy nie lubiłam wielkich uroczystości, fanfarów "ku czci", apeli pamięci i nierzadko - pewnie nie ze złej woli wygłasznych banalnych przemówień. Ale przecież tacy ludzie zasługują na wiele więcej. Na głęboką refleksję o ich życiu i przede wszyskim na miejsce w sercu, w serdecznej pamięci, z której tylko choroba umysłu może kogoś wymazać.
Witold Pilecki - Rotmistrz, bohater, żołnierz wyklęty, niezłomny... . Słowa o tak dużym ciężarze gatunkowym mogą speszyć, mogą nawet zrodzić poczucie niechęci i obcości u niektórych. A przecież wystarczy zerwać kokon tej często pretensjonalno-patriotycznej otoczki, żeby ujrzeć człowieka z krwi i kości. Lubiącego się śmiać, bawić z dziećmi, uwielbiającego przyrodę, zwierzęta, ogólnie - kochającego życie i doceniającego każdą jego chwilę. Ale i kogoś odczuwająjcego lęk, obawy, być może budzącego się z paniką w nocy na myśl o losie swoich dzieci, żony i o wszystkich innych, nawet tych których nie znał, lecz których miał w sercu z głębokiego poczucia odpowiedzialności. A rzeczywistość, która go otaczała, była przerażająca. Był artystyczną i wrażliwą duszą i być może bardziej niż przeciętnie, jak to z wrażliwcami bywa, odczuwał wszystkie te emocje.
Ze zdjęcia, na którym ma 19 lat spoglądają uśmiechające się, łagodne oczy, czapka zawadiacko przekrzywiona. On jeszcze nie wie, jaki los przypadnie mu w udziale, ale ja już tak, jak widz w kinie znający zakończenie filmu. I serce mi się ściska. Chciałabym uniknąć tych wielkich słów, że szanuję, że podziwiam tak bardzo, że aż nie dowierzam, ale się po prostu nie da... . Witold Pilecki porusza najczulsze struny w duszy, jak ktoś bliski, kogo się zna i kocha. Odwaga i poświęcenie, słowa tak często nadużywane, że aż oklepane, współcześnie dla wielu synonim frajerstwa i naiwności - w przypadku Pileckego - żywe i gorące, że aż parzą. Bo prawdziwie dotykają istoty tego co w życiu najważniejsze, o czym nie zawsze chce się choćby pomyśleć, bo po prostu niewygodne.
Nie będę się tu szczegółowo rozpisywać kiedy i gdzie walczył, kto chce i tak znajdzie informacje. Wspomnę tylko, że m.in. już jako młody chłopak walczył z bolszewikami, po wybuchu II wojny światowej brał udział w kampanii wrześniowej, działał w podziemiu konspiracyjnym, z przyjaciółmi założył Tajną Armię Polską, więziony w Auschwitz, po ucieczce stamtąd uczestnik Powstania Warszawskiego, następnie żołnierz II korpusu Gen. Andersa. W końcu działacz konspiracyjny w powojennej już Polsce. W 1946 roku aresztowany przez UB, zamordowany w 1948. Tyle w skrócie. Chcę się zatrzymać tylko na kilku momentach jego życia. Jako jedyny człowiek d o b r o w o l n i e poddał sie aresztowaniu i wywózce do KL Auschwitz, by zdobyć i przekazać światu informacje o obozie (słynny Raport Witolda). Spędził tam dwa i pół roku. W kaźni, którą Niemcy koszmarnie wymyślili w swoich chorych umysłach dobrowolnie spędził niecałe trzy lata...! Co więcej można zrobić, by udowodnić jak bardzo kocha się ludzi i ojczyznę. Zaledwie kilka lat później, w innej, komunistycznej już niewoli, gdzie nie Niemcy będą katami i oprawcami, lecz Polacy, Witold Pilecki powie coś co dla umysłu (przynajmniej mojego) jest większą zagadką niż cała fizyka jądrowa. Powie, że Auschwitz to drobiazg wobec piekła ubeckiego więzienia, gdzie nie okrutne tortury z wyrywaniem paznokci włącznie były najstraszniejsze, najgorsze było to, że zabijały nadzieję... . W czasie ubeckiej rozprawy wyszeptał do swojej kuzynki "Ja już nie mogę żyć, mnie wykończono. Oświęcim przy tym to była igraszka."
Dla polskich komunistów był wrogiem ojczyzny i wrogiem ludu. Ten, którego brytyjski historyk Michael Foot uznał za jednego z sześciu najodważniejszych bohaterów II wojny światowej został bestialsko, przez komunistycznych oprawców zabity, a jego ciało, nigdy nie odnalezione wyrzucono gdzieś na śmietnik.
Wiem, że to będzie przydługawy post, ale nie mogę się powstrzymać, by nie wymienić tych nazwisk.
Oskarżyciel - Czesław Łapiński, krwawy stalinowski prokurator, któremu IPN postawił zarzut mordu na rotmistrzu, nie doczekał się wyroku. Zmarł w 2004 roku, zapewne do końca życia otrzymując niezłą emeryturę, a już na pewno wyższą niż żołnierze wyklęci.
Skład sędziowski - Jan Hryckowian, przewodniczący i szef sądu, przedwojenny absolwent prawa na UJ, w czasie wojny AK-owiec odznaczony Krzyżem Walecznych, skazał na śmierć conajmniej 16tu żołnierzy podziemia. Józef Badecki, również przedwojenny prawnik, wydał 29 wyroków śmierci. Stefan Nowacki, ławnik. I Ryszard Czarkowski, prawdopodobnie żyjący do dziś. Jeszcze niedawno twierdził, że procesu nie pamięta, gdyż zachorował na psychozę poobozową w Treblince. Nie przeszkodziło mu to jednak zostać później adwokatem. Gdyby nie powaga tego posta to wrzuciłabym tu niecenzuralne słowo i szczerzącą zęby "buźkę".
No i kat - Piotr Śmietański. Pan Bóg jeden wie ilu więźniów oprócz Witolda Pileckego zabił, za jedno wykonanie wyroku otrzymywał 1000 zł, pensja nauczyciela wynosiła 600 zł., a więc "trochę" zarobił. Nigdy nie udało się do niego dotrzeć. Wszystkie dane dotyczące kata z Mokotowa zostały usunięte z archiwów rządowych.
Dodam jeszcze, że osoby te nigdy nie opdpowiedziały za swoje zbrodnie...

Pod koniec września pojawił się w kinach film o Pileckim. Pamiętam lakoniczną, krótką informację o tym w wiadomościach tego dnia. Utonęła w informacyjnej pulpie dotyczącej głównie przedwyborczych przepychanek naszych dzielnych polityków. Oczywiście obejrzałam film. Faktycznie, trochę smutno, że o takim człowieku tak skromny film. Ale może dobrze, że chociaż taki. Krytykować łatwo, ale przecież jakże skromnymi środkami twórcy tego filmu dysponawali. A dysponowali tym: 250 tys. zł - darowizna ok. 2 tys. osób z Polski i zagranicy. Nawet wybitny Clint Eastwood nie zrobiłby arcydzieła filmowego za te pieniądze. Zawsze można go zapytać dla pewności. Fundusze zbierano trzy lata. Akcję zorganizowało Stowarzyszenie Auschwitz Memento z Oświęcimia. Była to całkowicie społeczna inicjatywa. W filmie nie ma ani jednej budżetowej złotówki. Przyznania choćby niewielkich środków na produkcję filmu o Pileckim odmówiły takie instytucje państwowe jak: Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego, MON, urzędy marszałkowskie, a nawet Urząd d/s Kombatantów i Osób Represjonowanych! Więc ja, szary obywatel pytam się, kogo uznaje się w naszym kraju za osobę represjonowaną, jeżeli nie jest nią rotmistrz Witold Pilecki? Może Czesław Łapiński lub biedny Czarkowski ze swoją amnezją? Czy i oni musieli ukrywać przed swoimi żonami krwawe rany po zdartych paznokciach, krzyżując dłonie za plecami, podczas haniebnie niesprawiedliwego procesu? Wracając do tematu filmowego budżetu. Wobec powyższej hojności naszych struktur państwowych twórcy zwrócili się z prośbą o wsparcie do posłów, senatorów i europosłów.Poproszono o kwotę 100 zł od osoby. I zebrano...600zł. Z babskiej ciekawości sprawdziłam, otóż mamy 460ciu posłów, 100 senatorów i 51 europosłów, razem 611 osób. Czy dobrze liczę, ale wychodzi mi, że zareagowało...6?!
Dość już tego liczenia. Dodam jeszcze tylko, że PISF również podobnie dorzucił się do tego filmu, czyli dając NIC. Średnia dotacja dla pełnometrażowego filmu w Polsce to ok. 3-3,5 mln zł. Na zeszłoroczne polskie arcydzieło pt. "Hiszpanka" przeznaczono 25 mln zł. Złośliwie dodam, że do kin udało się na tę "wielką sztukę" 58 tys. widzów, ależ sie opłacało! Tylko czekać aż Amerykanie wykupią prawa do tego filmu.

Przeczytałam parę recenzji na temat filmu o Pileckim. Nie wiem po co, bo wszak swój rozum i pomyślunek mam, za to nerwy kruche. Utkwiło mi określenie jednego z krytyków: "świetlicowa pulpa patriotyczna". "Przeżuwając" dane o okolicznościach kręcenia filmu (tak na marginesie, media ani raz nie pojawiły się na planie, ani raz słowem o tym nie wspomniały) i pozostając w polsko - patriotycznych klimatach, również tych filmowych, myślę sobie - faktycznie niezła pulpa, prawdziwe pulp fiction po polsku. Sam Tarantino uchyliłby kapelusz z uznaniem. Bo gdyby było po amerykańsku to o Witoldzie Pileckim pół świata by wiedziało, Amerykanie pękaliby z dumy, że mają takiego bohatera, nie wspominając już o arcydziele filmowym, które by na jego cześć wyreżyserowano. Lecz widać, w Polsce nie wszystkim prawda o Rotmistrzu i żołnierzach wyklętych jest na rękę.

Już najwyższa pora, by rozpocząć proces przywracania pamięci o Rotmistrzu Witoldzie Pileckim i jemu podobnych, wyjątkowych ludziach, o pięknych wartościach, które reprezentowali i o których - co ważniejsze - swoim życiem prawdziwie świadczyli. By nie utonęły w morzu bylejakości, która nas nieraz zalewa. No i żeby nie dopuścić do tego, by to nieforunne i przykre określenie "żołnierz wyklęty" zamieniło się w jeszcze bardziej smutne - "zaklęty w niepamięć".

Z przerażeniem patrzę na tego długaja postowego, który mi wyszedł... Ale trudno, po prostu nie mogłam inaczej. Kto chce przeczyta, a kto nie...to nie. Dostałam ostatnio bukiet kwiatów, chętnie zaniosłabym je na grób Witolda Pileckiego, lecz nie mogę, bo takiego po prostu nie ma.
Ale zawsze mogę je złożyć głęboko we własnym sercu...

Pozdrawiam wszystkich ciepło i dziękuję za cierpliwość!

Ps.A nasz gaj obojętny na zawirowania świata zewnętrznego wygląda sobie pięknie, jesiennie i przygląda się wiewiórkom wykradającym ukradkiem orzechy z koszyka, a ja ukradkiem przygladam się jemu i podziwiam.



















5 komentarzy:

  1. Olu zgadzam się z Tobą,
    wczoraj był film o innym Wspaniałym Polaku Józefie Czapskim ,tylko pokazany zostalło póznej porze i niestety nie obejrzałam, ale liczę że będzie powtórzony.
    pozdrawiam jesiennie
    jaga

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło,że zajrzałaś.Pozdrawiam Cię ciepło Jadziu!

      Usuń
  2. pięknie Pani to ujęła. To wspaniałe, że istnieją jeszcze ludzie, którzy dostrzegają marność tego ,,współczesnego polskiego,, świata. Ja jestem młodą osobą i jestem coraz bardziej przerażona co się dzieje z naszym ,,patriotyzmem,, i innymi wartościami, które stopniowo zanikają.Ludzie hołdują bylejakości, cwaniactwu i celebryctwu. Trudno nawet wyrazić słowami to co czuję, nie tragizuję - po prostu tak to odczuwam.Bardzo lubię czytać artykuły w ,,Gościu Niedzielnym,, - trafnie oddają nastroje współczesności. Pozdrawiam i DZIEKUJE:) Kamila

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że pośród tej bylejakości, którą często można dostrzec, na szczęście rownież sporo jest fajnych i wartościowych ludzi i spraw,a tym zapomnianym trzeba po prostu pomóc ujrzeć światło dzienne. Nie tracąc optymizmu, zgodnie z piosenką "Bo jak nie my to kto?" :) Pozdrawiam ciepło!


      Usuń
  3. Super artykuł. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję Wam wszystkim za czas i komentarze!