sobota, 13 czerwca 2015

Wajgelia...



Pojawiły się w ogrodzie dość niespodziewanie i zaskakująco szybko poczuły jak u siebie w domu. Kiedy je sadziliśmy były małe i niepozorne, podobnie jak derenie, lilaki, irgi czy berberysy. Nie mieliśmy zielonego pojęcia, która będzie czerwona, która różowa, biała lub purpurowa. I fajnie! Samo się zdecydowało, lepiej być nie mogło. Ich kolorowe gałązki tworzą bujne kwiatowe pióropusze lub spływają cudnymi kaskadami w dół. Na te parę tygodni swoich "pięciu minut" zamieniają się w wielobarwne, szumiące na wietrze, małe wodospady.
Wieczorem, kiedy już prawie mrok, niknące światło dnia jeszcze bardziej eksponuje ich barwy, zupełnie jakby były kolorowymi lampionkami wyłaniającymi się z przedwieczornego cienia. Wykorzystują ostatnie chwile, by jeszcze przed snem, choć krótko - cieszyć nasze oczy. Wdzięczne weigelki! Z odchodzącym wieczorem i one gasną i bez buntu, cichutko dają się otulić nocy.
Niezwykłe są te kwitnące krzewy. Różne odmiany, wszystkie urocze, floridy, decory, floribundy. Zgodnie twierdzimy z wnuczkami, że krzewuszki mają sukienki jak księżniczki i chyba rzeczywiście są ogrodowymi pincessami! Purpurowe "Nany", "Alexandry", strojne w plamko-groszki Variegaty, czy czarujące dumnie zmianami kolorów - Versicolory. Są dostojne i śliczne.
Lecz oprócz szatek i barw, którymi zachwycają, jest w nich coś jeszcze, trudno to dokładnie określić. Jakaś harmonia, naturalny rytm, coś co sprawia, że patrząc na nie, zatrzymujesz się na chwilę i udziela ci się ich spokój. Falują delikatnie na wietrze, cichutko szeptają do siebie, a może i do mnie..., jakby pogodzone z faktem, że wszystko ma swój czas, że za moment to ich szalone piękno przeminie, że są tylko i aż - cząstką "wspaniałości" panującej wokół, tej co teraz i potem...
Myślę, ze gdyby tylko potrafiły - to uśmiechałyby się do nas cały czas!
Aż prosi się zakończyć - z podziękowaniem i wdzięcznością dla Krzewuszek! Tym bardziej, że niczego w zamian - za ucztę, którą są dla oczu i zmysłów, ani za bukiety, którymi się stają - nie oczekują.

Pozdrawiam wszystkich ciepło!
Ola

Ps.Wspomniałam, że niekiedy dodam parę słów odnośnie stylizacji, które prezentuję na blogu. W gorący dzień założyłam zieloną sukienkę. Takie sukienki są cudowne w letnie dni. Osobiście lubię te długie, zwiewne (dla mnie najlepiej z elementami kwiatowymi, ale nie koniecznie). Pasują i w "dojrzałym" wieku. Idealne do takiej sukienki są wygodne sandały, mogą też być balerinki lub czułenka, byle nie za wysokie. Jeżeli muszą być wysokie, to dobrze, żeby była dłuższa i je zakrywała. Fajnie przy takiej sukience odpuścić sobie wszelkie dekoracje. Są zbędne, sama sukienka jest wystarczającą dekoracją, chyba, że celowo chcemy zmienić się w "ubraną" choinkę w środku lata. Kwestia gustu. Moim zdaniem, jeżeli już jakaś biżuteria, to coś bardzo delikatnego.
W myśl zasady, że umiar zawsze wskazany, i że to dodatki są dodatkami do mnie, a nie ja dodatkiem do dodatków!
Pozdrowienia
































4 komentarze:

  1. Tytuł tego posta powinien być - "Piękna o pięknie swego ogrodu"
    To takie niesamowite, że pomimo przemijającego czasu, nasz zegar biologiczny - jak by się opóźniał.
    Dziewczyna pozostała piękna, taka jak przed laty, tylko ogród coraz piękniejszy, rozrasta się, wydaje nowe pędy.
    Ta dziewczyna też wydała dorodne pędy, jeden szczególnie podobny do siebie. To Sara.
    Ja tak przychodzę do tej dziewczyny, gdy tylko daje mi znak. Przychodzę, by podziwiać ją i ten skrawek ziemi, po której stąpa.
    Bądź Oleńko ***)))

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję Wam wszystkim za czas i komentarze!