wtorek, 7 października 2014
NIE smutna historia
Weszłyśmy razem do windy, wcisnęła 10-kę, a ja 9-kę. Obie zasapane, obie biegłyśmy pragnąc przechytrzyć mróz panujący na zewnątrz. Rzuciłyśmy sobie krótkie "cześć" i cisza. Moje piętro, wysiadam. Nie odwracam się w jej stronę. Wiem, jak zawsze ujrzę smutne, beznadziejne spojrzenie. Sama miałam ciężki dzień, po co mi więcej wrażeń.
Znów spotykamy się w windzie, jest przeziębiona, nos czerwony od kataru...?. Wracam z zakupów. Czy nikogo nie przeoczyłam?. Przeliczam prezenty w myślach. Święta za dwa dni. Uśmiecham się do swoich myśli. Na "dziewiątym" wychodząc, na chwilę odwracam wzrok w jej stronę. Patrzy bez wyrazu, w rękach trzyma papierową torebkę z makiem - trzykrotnie zmielonym.
Moja mama zawsze staje na głowie, żeby się wszystko "udało". Niekiedy to irytujące, lecz muszę szczerze przyznać, w sumie lubię to. I zgiełk, harmider, te wszystkie odgłosy naszej dużej rodziny. Bywa, że mam dość wrzasków. Wczoraj pokłóciłam się z J., wybiegłam krzycząc, że prędzej ducha ujrzą niż mnie. Łapię windę. W środku ona. Boże, co za pech, dlaczego tak często na nią wpadam, myślę sobie. Nie patrzę w jej stronę, krótkie "cześć", jak zawsze i staję tyłem. Wiem, w nocy były krzyki u nich. Jej mama znowu zaszalała, a ojczym rzucał czym popadło. Przesiedziała pół nocy na klatce schodowej. Sąsiedzi chcieli pomóc, ale odmawiała... . Żal mi jej, ale nie mam chęci na rozmowę, a może odwagi.
Pochłaniam szybko kanapkę. Jest długa przerwa. Trochę się denerwuję, za chwilę próbna matura z matmy. Przeglądam ostatni raz notatki. Nagle widzę ją. Idzie w moją stronę. "Chciałam się pożegnać, zaraz po maturze wyjeżdżam". W szkole też jesteśmy sąsiadkami, ja w matematycznej, ona w "biol - chem". Będzie studiować w innym mieście. Wiem, już tu nie wróci. Nie pojmuję dlaczego, ale żal mi, że wyjeżdża. Chciałabym zapytać o tyle rzeczy. Zamiast tego patrzę w jej ładne, szare oczy próbując z nich coś wyczytać. Na próżno. Skrywają tajemnicę wstydliwą, trudną. Ale ona wie, że ja wiem. Jesteśmy sąsiadkami, a ściany mają uszy... .
Winda zjeżdża z góry, zatrzymuje się na moim piętrze. Wciskam nieudolnie rower do środka. Już się cieszę na tę pierwszą wiosenną przejażdżkę. Czyjaś ręka pomaga mi, przytrzymuje drzwi. Plecak i walizka w ręku. Ma na sobie te swoje ciężkie, niezniszczalne buty i wytarte dżinsy. Winda podśpiewuje zachrypniętym głosem. A więc dzisiaj wyjeżdża. Coś się kończy, coś zaczyna. Oby dobrego, myślę sobie i czuję dziwne ukłucie gdzieś w środku. Wymieniamy szybki uścisk w milczeniu.
Minęło więcej niż parę dobrych lat. Często wracam do niej w myślach, najczęściej, kiedy jest mi smutno. Zostałam w swoim mieście. Lubię jego znajome kąty, nocne i dzienne ulice. Długo jeszcze widywałam jej matkę. Nie mogłam pojąć, jak taka drobna, krucha osoba mogła być tak gruboskórna i nieczuła. Z czasem się uspokoiła. Tę swoistą "modzelowatość" swojej psychicznej skóry zamieniła na spokojną rezygnację. A potem gdzieś zniknęła. Któregoś dnia zajrzałam do rodziców. Winda znajomo zaskrzeczała. Wychodząc wpadłam na sąsiadkę, blokową plotkarę spod "63". Ma dla mnie nowe wieści!. Otóż, znajoma jej znajomej wybrała się na wesele, gdzieś daleko, w Polskę. Kręcę się niecierpliwie chcąc ją szybko pożegnać. I nagle, wśród potoku wielu niepotrzebnych słów te, które natychmiast przykuwają uwagę. "A więc spotkała ją i rozpoznała... ". I co u niej, co u niej, ponaglam niecierpliwie, trochę niegrzecznie. "Nie znam szczegółów, ale jest taka szczęśliwa, ma sporą rodzinę, dom z ogrodem...".
Wieczorem, przed zaśnięciem, jej twarz znów mi staje przed oczami. Chciałabym ją spotkać, jakiś rodzaj tęsknoty mnie ogarnia. Przywołuję obrazki z przeszłości. Widzę jej łzy, wstyd i siniaki. Zawsze mnie zastanawiało, skąd czerpała siłę w tym morzu smutków i upokorzeń. Odpowiedź chyba znam, ale chcę ją zapytać osobiście. Zapadam w sen, ale zanim odpłynę, w mojej głowie kiełkuje postanowowienie, odszukam ją... . Zacznę od facebooka, może jest tam gdzieś wśród tysięcy... . Chciałabym jej powiedzieć, jak bardzo się cieszę, że jest szczęśliwa... .
Bywa nieznośnie ciężko, i bywa, że z tą traumą idziemy przez życie. Choć to banalnie zabrzmi, nie można się poddać, trzeba zawalczyć o siebie dla...siebie. I nie tracić nadziei wbrew wszystkiemu.
Pod wpływem przeczytanego dziś artykułu, który bardzo mnie poruszył - dla H.
Ola
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Lubię czytać takie pozytywne historie.Ja kiedyś pomogłam osobie ,która znajdowała się w trudnej sytuacji by miała siłę przeciwstawić się przemocy, w jej przypadku ze strony męża.Teraz żyje sama z dzieckiem i jest szczęśliwa.
OdpowiedzUsuńPiękne , klimatyczne zdjęcia Pani Olu.
Dziękuję bardzo i ciepło pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńCudowny wpis! Poruszył mnie, Pani Olu. Tego typu rozważania są mi bliskie... Pozdrawiam, M.
OdpowiedzUsuńDziękuję, bardzo mi miło! Pozdrawiam.
UsuńMamaaa zanim jeszcze czytam oglądam sobie zdjęcia i myślę, ale jesteś ładniutkaaa :)) Piter
OdpowiedzUsuńWow, co za komplement! Dzięki synku :)
UsuńOlu wyglądasz prześlicznie! Ja padam na ....po wolnej sobocie.Czytanie Twoich wspomnień to miłe zakończenie dnia. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci Bożenko za miłe słowa. Ciepło pozdrawiam!
UsuńWzruszający post, a taka Pani piękna i uśmiechnięta na zdjęciach. To jest prawdziwe życie, harmonia smutku i radości. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńDziękuję za miłe słowa i ciepło pozdrawiam.
Usuń