środa, 3 sierpnia 2016

Takie sobie opowiastki



Wpadła do nas nie tak całkiem znów niespodziewanie. Ożywiła i rozbawiła wszystkie kąty. Zmusiła do odpowiedzi na pytania, na które nie chce się odpowiedzieć. Nie pozwoliła na "nicnierobienie" zamieniając je w ustawiczne robienie czegoś. Zmusiła do uprawiania sportu, oprócz kolarstwa, które lubię wprowadziła gimnastykę akrobatyczną, biegi, wspinaczkę i skok w dal, których nie lubię. Wprowadziła również przymusowe (mimo wakacji) lekcje biologii, geografii i choć nieświadomie - indywidualnie dla mnie - lekcję orientacji w terenie. Jakby było mało nie pozwoliła kłócić się z dziadkiem, nawet szeptem! Ale po kolei...

Moja najstarsza wnuczka, bo o niej mowa, to istota niezwykle żwawa, radosna i ciekawa świata. Chyba nie przesadzę, jak powiem, że jest prawdziwym fanem naszego ogródka, zna wszystkie jego tajemnice i bolączki. Dzięki niej i ja nowe zakamarki odkrywam! Przekonała mnie również do pewnych rzeczy, do których nikt inny by mnie nigdy nie przymusił, na przykład do pływania w naszej sadzawce. Próbowała też nakłonić dziadka, ale jej się nie udało. Lubię pływać i to bardzo, ale nie w mulistej sadzawce pełnej ryb. Kiedy wchodząc do wody spytała mnie o te ryby, pocieszyłam ją, że wszystkie od razu uciekną. Sama nie wiedziałam dokąd, ale na moje szczęście nie spytała. No i musiałam jeszcze uwierzyć we własne słowa wchodząc za nią do naszego bajora, a to było najtrudniejsze!
Nasza wnuczka jest osobą utalentowaną plastycznie i twórczą. Nie ma w tym krzty przesady, wszyscy, którzy ją znają to potwierdzą. Maluje, rysuje, lepi, wycina, szyje i wiele więcej, o reszcie pewnie jeszcze obie nie wiemy! Szybko przystępuje do realizacji pomysłu, nie ociąga się, nie rozprasza i zwykle nie dręczą jej wątpliwości, czego bardzo zazdroszczę. Ostatnio, widząc, że po rozmowie z moim najmłodszym synkiem przebywającym w Azji, w moich oczach pojawiły się łzy tęsknoty, od razu mnie pocieszyła, że zrobi mi z ciastoliny takiego samego. Potrzebne jej było tylko kółko od breloka i gorący piekarnik, żeby go potem upiec czyli utwardzić. I mam go! Jest taki sam, tylko ten nie mówi, ale to nawet nie takie znów najgorsze!
Kiedy ciastolinowy król przewracał się przez swoje nogi, zrobiła mu specjalny stojak. Przy okazji, zerkając na nas, naszła ją myśl, że kiedyś zrobi takie dziadkowi i mnie, zatroskała się tylko, jak wielki będzie musiał być piekarnik i skąd my go weźmiemy. Szybko pocieszyła samą siebie, że dziadek coś wymyśli.
Ostatnio ulepiła całą naszą rodzinę w formie rybek. Najmłodszy braciszek L. miał tylko i dosłownie... 3 mm! Oglądaliśmy go z podziwem, prawdziwie majstersztyk. I...zgubił się! Tak to z ciastoliną bywa, zwłaszcza tej wielkości. Szukałyśmy go z latarką pod naszym wielkim stołem i nic. Płacz się skończył, kiedy wykrzyknęła, że wcale się nie zgubił, tylko ciocia Ula go wchłonęła, a więc i tak został w rodzinie. Mnie od początku nie było bardzo smutno, choć jej tego nie mówiłam, ale miałam swoje powody, byłam większą rybą od dziadka, a mały L. i tak się ulepił i to jeszcze... mniejszy i ładniejszy!

Nie raz, nie dwa, nie trzy (dobra, nie mam czasu ani cierpliwiści pisać tak do tysiąca) kłócąc się z dziadkiem próbujemy wzajemnie udowodnić sobie, że jednak nie jesteśmy idealni i wtedy nasza mała M. natychmiast nas ostro upomina. A kiedy przenosimy się z argumentami do kuchni i krzyczymy szeptem, z pokoju woła, że i tak słyszy.
Przypomniały mi się nasze dzieci, gdy były małe też nie pozwalały na to czy tamto. Na przykład, kiedy chcieliśmy czasem zapalić papierosa, chowaliśmy się z mężem potajemnie w krzakach przed domem. A i tak po powrocie wołali "aaa, paliliście!" Taki los.
Mała M. ... Biegnie w podskokach, uśmiecha się do nas, do kwiatków, do siebie, do nieba. Bawi się z kotem-przyjacielem, od czasu do czasu uczy go fruwać, tak jak kiedyś robiła to jej mama (takie pokoleniowe nawyki), wtenczas to ja ją upominam. Wiem, że uwielbia tego kota, to tylko taka jej ciekawość i sprawdzanie empiryczne co i jak. Cieszy się każdą chwilą, rację mają ci, którzy twierdzą, że dzieci są mistrzami uważności. Obserwuję ją i uczę się tego od niej. Gdy nachodzą gorsze chwile, przychodzi, przytula się i od razu robi się lepiej.
Kiedy z nią rozmawiam, słucha tak uważnie, że aż nie mogę sobie pozwolić na zlekceważenie jej. Też chciałabym umieć tak słuchać innych... I nie potrafię się na nią gniewać, no może czasem trochę, na przykład kiedy podczas wieczornego prysznica leje na mnie wodę, a gdy się złoszczę, że mnie moczy, mówi, że i tak za chwilę będę się kąpać. Tego nie lubię.
Ach, zapomniałabym, złoszczę się jeszcze,kiedy bezskutecznie próbuję wypowiedzieć słowo "cachorro" tak jak ona, chyba nigdy mi to nie wyjdzie! Nie pociesza mnie nawet fakt, że i dziadkowi nie wychodzi! (dla wtajemniczonych)

Przeczytałam właśnie książkę Irvina Yaloma "Istoty ulotne", autor jest wybitnym terapeutą, potrafi pięknie opowiadać o ludziach, na ich historiach można wiele się nauczyć. Myślę, że podobnie można obserwując dzieci. Jak się potrafią cieszyć, jak niewiele im do szczęścia potrzeba (przynajmniej do czasu aż dorośli nie "uświadomią" im, że jest inaczej), z jaką pasją różne rzeczy robią, jak bardzo smakuje im zwyczajna kanapka. Tak jest z naszą małą M.! I nie trzeba jej płacić za tę psychoterapię, bo przecież nie liczymy piątaka pod poduszką od wróżki Zębuszki, tym bardziej, że to przecież od wróżki...

Za chwilę wpadną z wizytą następne wnuki nasze kochane, następna porcja miodu na serce i bałaganu w kuchni i nie tylko. I znowu, tak jak zawsze, gdy tylko samochód z rodzicami zniknie za zakrętem, złapiemy się za ręce, uformujemy kółko i razem z dziadkiem odtańczymy nasz słynny taniec Taritatitatita! Nieraz narzekam i marudzę, a jestem taką szczęściarą...

Dla naszych M., S., i L. i... nie tylko.
Z opóźnieniem na blogu, ale zawsze z ciepłymi pozdrowieniami dla zaglądających tu!
Ola

I parę zdjęć z naszego wakacyjnego ogródka, o tej porze roku wyjątkowo kolorowego













Żniwa wieczorową porą - za naszym płotem




















Nasza rodzina...




Nasz synek najmłodszy, trochę niewyraźnie, bo się wiercił...


Przyjaciele...











Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję Wam wszystkim za czas i komentarze!