wtorek, 13 września 2016

ALMAZ



Zawsze lubiłam słuchać Randy Crawford. Poczułam tę wspólnotę dusz pt. soul mates, kiedy razem z Zuccero zaśpiewali "Diamante". Zawsze zwracałam uwagę na teksty. Może właśnie dlatego tak po drodze mi było z jej piosenkami. Ale apogeum mojej sympatii dla niej przyszło razem z Almaz...

Dwie historie. Obydwie tak samo bliskie sercu i jakby szalone z...emocji, które wywołują, sama nie wiem. Obydwie ze słowem Almaz w tle, a może raczej w roli głównej!

Za każdym razem kiedy słyszę o cierpieniu dzieci, przed oczami stają mi wnuki i myśl, że równie dobrze one mogłyby doświadczać podobnych koszmarów nie daje mi spokoju. Ostatnio usłyszałam o dziewczynce w wieku naszej najstarszej wnuczki i okropny smutek nie pozwolił mi zasnąć.

Almaz ma dziewięć lat. Tak bardzo przypomina mi moją M. Jest śliczną, nad wyraz dojrzałą, w pewnym sensie "dorosłą" dziewczynką. Pochodzi z Etiopii. Chciałaby zostać lekarzem w przyszłości, chciałaby leczyc ludzi z Aids i z innych chorób, które odebrały jej rodziców. Ma rodzeństwo, brata i dwie siostry, ale nie wie, gdzie są. Przytula rączkę do serca i mówi: Tu Są.
To jej dziecięce pragnienie, być lekarzem to dlatego, "żeby inni tak nie mieli" - jak mówi i w tych pięknych ciemnych oczach całkowicie dorosła, niezachwiana pewność.... odebranego marzenia. PEWNOŚĆ ODEBRANEGO MARZENIA!
Jedyne co otrzymała po rodzicach to choroba, tajemnicze Aids. Ona wie, rozumie więcej niż nam się wydaje. I paradoksalnie przytula tę chorobę do siebie. To jedyne co mam po rodzicach, mówi.
I znowu serce staje...
Almaz, jej tradycyjne etiopskie imię znaczy "diament". Wierzę, że będzie tak samo silna wsród ludzi i twarda pośród tego, czego przyjdzie jej doświadczyć.
Kiedy słyszę takie i podobne historie, jestem wdzięczna za swoją wiarę, bo niekiedy jedyne co mogę zrobić to oddać kawałek swojej modlitwy, choć tyle...

Randy Crawford zapytano kiedyś o okoliczności skomponowania "Almaz", odpowiedziała, że po prostu nowi sąsiedzi zaprosili ją na obiad - para z Erytrei, para z małym dzieckiem. Jego mama miała śliczne ciemne oczy i piękny uśmiech, a na imię Almaz. Randy opowiadała, że uderzyło ją, z jaką miłością i czułością odnosili się do siebie i...do niej. Kompletnie nie smakowała jej ta erytrejska kuchnia, ale za to kompletnie, totalnie smakowała jej atmosfera ich wypełnionego miłością domu.
Wyczuwa raczej niż dostrzega ten idealny związek uczuciowy uciekinierów z afrykańskiego kraju, uciekinierów, którzy poszukują innego świata, świata, gdzie miłość nie umiera, jak o nich napisała.
Jej słowa: "The beautiful couple with their baby. As refugees they were looking for a world where love survives...".

No i cóż wiecej.
Almaz, You lucky, lucky thing.

Spaceruję po moim ogrodzie, sennym, wczesno-jesiennym, tak ładnym i wyjątkowo ciepłym o tej porze i w jakimś spontanicznym odruchu mam ochotę wyruszyć w nieznane z siostrą C.,która tak wiele dobrego robi dla innych w swoim życiu. Pośród chaosu myśli, po dzisiejszym dniu, pięknym, ale trochę smutnym, bo nie da się inaczej, kiedy uświadomisz sobie ile jest ludzi, dzieci, którym jest tak źle na tym świecie, przychodzi jedna myśl, ponad wszystkie inne. You lucky, lucky thing.
I momentami to ...aż kłuje.
The end. Czy może raczej jak zwykła mówić moja córka Sarunia - kurtyna.

Pozdrawiam wszystkich.
Ola



W takim ogrodowym raju mieszkam...























Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję Wam wszystkim za czas i komentarze!